Pokazywanie postów oznaczonych etykietą życie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą życie. Pokaż wszystkie posty

piątek, 27 maja 2011

♥ Magia przyrody ♥


Najlepszy przepis na świecie to przepis na nową energię. Nic tak nie czyści z nowoczesnych toksyn, i trucizn fizycznych i psychicznych, jak zwyczajny szum morza (tutaj Bałtyk w pobliżu półwyspu Helskiego). Albo spacer po Polskich lasach, albo padający deszcz, albo podglądanie wielorybów na środku oceanu...

(najbardziej polecam klik na znak 4 strzałki, czyli "pełny ekran")

sobota, 14 maja 2011

♫ Wegańska kuchnia - błyskawicznie ♪


Czyli, w jednym wpisie, co podać członkom rodziny, gościom, znajomym, kolegom z pracy lub klientom (jeśli prowadzicie np. kawiarenkę, klub, bar, restaurację, knajpkę itd itp), którzy odżywiają się w sposób 100% roślinny. Szybki wpis dla internetowej generacji, która nie zatrzymuje się nigdzie dłużej niż chwilkę :o)

Piszę to dlatego, bo czasem jestem bardzo zmęczona nadmiarem dosłownej ignorancji nawet u osób które ogólnie znam jako inteligentne, dowcipne, wykształcone i kreatywne w kuchni. A jednak skonfrontowane ze słowami "weganizm" lub "dania 100% roślinne" zmieniają się nagle w zacofanych "przedszkolaków", albo dosłownie spotyka się chamstwo i agresywność :/ Jedną ze smutnych objaw takich dziwnych zmian jest albo mocno zdenerwowane pytanie "to co ty właściwie jesz?", lub, jeśli osoba wreszcie, ciężko wzdychając, porozmyśla przez około 3 sekundy, dostaje się dosłownie jakieś nieprzyprawione, rozgotowane, lub dosłownie surowe i bez sosu, często też pół zwiędłe, odpadki/resztki z kuchni. I to jest to co dane osoby twierdzą jest jedynym wegańskim jedzeniem jakie istnieje/jest możliwe w niewegańskiej kuchni :/


A tak naprawdę jest bardzo prosto (i w dodatku tanio) :

1. Pierwsza zasada jest najprostsza - jeśli podajecie coś co sami byście nawet kijem nie ruszyli (czyli wszystko co jest pół zwiędłe, pół zgniłe, nieprzyprawione, przypalone, zupełnie rozgotowane, zeschnięte, czy ogólnie jakieś widoczne odpadki kuchenne), jest to po prostu dosłownym wyrazem chamstwa, ignorancji i dyskryminacji.

2. Wszyscy jedzą wegańskie lub prawie wegańskie dania, i to bez przerwy. Wystarczy przestać myśleć że ktoś kogoś mentalnie "atakuje", i podejść do sprawy logicznie i po ludzku (wszystkie te propozycje zawierają składniki tanie i używane w dowolnej kuchni - tutaj jedynie dania możliwe dla początkujących, czyli mała część wszystkich przepisów wegańskich, 90% więcej znajdziecie w blogach na całym świecie): dojrzałe owoce każdy chętnie zje ☻ owocowe sałatki i koktajle z cukrem i cytryną ☻ ze świeżych warzyw wystarczy zrobić sałatkę z sosem vinaigrette (czyli ocet, olej, musztarda i przyprawy) ☻ jakiekolwiek grzyby, szczególnie marynowane lub smażone z cebulką, dobrze pasują np. na chlebek ☻ ogólnie warzywa można podsmażyc albo grillowac i podawać ze świeżym chlebkiem ☻ różne makarony (tradycyjny makaron i pasta włoska nie zawiera jajek) można podać z sosem pomidorowym, pieczarkowym, brokułowym, warzywnym ☻ prawie wszystkie normalne chleby, bułki, rogaliki są automatycznie wegańskie, do tego zawsze można dać dżem i coś do picia, nikt nie lubi suchej bułki (chyba logiczne) ☻ najróżniejsze kasze ze smażonymi lub grillowanymi warzywami, lub też na słodko z owocami w syropieszybki w oliwie smażony ryż z czosnkiem, cebulką, ziołami i warzywami kluski śląskie ☻ prawie wszystkie napoje, herbaty, koktajle, soczkiespresso lub czarna kawa z brązowym cukrem i cynamonemziemniaki na różne sposoby, np. na całym świecie znane frytki, lub smażone w oliwie z cebulką i pieczarkami, czerwoną papryką, warzywami ☻ łatwe zupy na podstawie bulionu warzywnego, przede wszystkim ziemniaczana, kapuśniak, barszcz, botwinka, grochówka, fasolowa, zupy owocowe, i zupy na podstawie zmiksowanych warzyw (zagęszcza się zmiksowanymi ziemniakami lub zasmażką), zupy podaje się z normalnymi grzankami (posiekany w kostkę i usmażony chleb) smażonymi na oliwie, można tez posypac prażonymi orzechamiwszelkiego rodzaju bakalie (czyli orzechy i suszone lub kandyzowane owoce) ☻ kompoty, kisiele i owoce w syropiesosy można doskonale ugotować ze zmiksowanych owoców lub warzyw z przyprawami, ciemny sos na postawie grzybów, cebuli, czosnku, mąki i oliwy (robimy zasmażkę i dodajemy podsmażone grzyby itd), gotowe roślinne sosy to np. zwyczajny keczup w rożnych wersjach, musztardy, sosy chili, sosy sojowe, różne sosy azjatyckiewiększość jakichkolwiek przetworów jest zwykle roślinna - ogórki kiszone i konserwowe, kapusta kiszona, marynowane grzyby, oliwki marynowane, suszone pomidory/czosnek/karczochy w oliwie, inne przetwory warzywne i owocowe, przecierane owoce, dżemy i marmoladykotleciki ze smażonych warzyw, ziemniaków i płatków owsianych (jeśli się nie trzymają, mieszamy 1 łyżkę wody+1 łyżkę mąki+1 łyżkę oliwy i dodajemy do masy, bułka tarta też pomaga) ☻ podstawowe przyprawy to np. sól morska, brązowy cukier, pieprz, ocet winny, czosnek, zioła, cynamon, wanilia itd itd, podstawowe tłuszcze to oliwa, olej lniany, olej rzepakowy, tłuszcz kokosowy (paskudnych tanich margaryn należy raczej unikać) ☻ lody owocowe z soków owocowych, musów owocowych i cukru (po prostu zmiksować, wlać w foremkę i zamrozić, tanie foremki na patyczkowe lody sprzedaje np. IKEA), można też zamrażac dojrzałe pocięte owoce, jak banany i mango, potem jako deser w miseczkę, albo miksować po wyjęciu z lodówki, i podać jak lody w pucharku, z prostym sosem czekoladowym ☻ szlachetna czekolada, landrynki, dropsy, lizaki, marcepan, chałwa, perełki cukrowesłone paluszki, precelki, chipsypierogi, krokiety lub paszteciki (bez jajka, wychodzą świetnie, tak samo jak pasta włoska, trza tylko wody, mąki i szczyptę soli) z pieczarkami, kapustą, dynią i cebulką, warzywami, jagodami, truskawkami, śliwkami, dżemem...

3. Osoby żywiące się 100% roślinnie (z jakiegokolwiek powodu, często jest to zdrowie albo etyka i powody spirytualne/religijne, ale nie tylko), nie mogą jeść "malutkiej" ilości jajka, mleka, mięsa, ryby, sera itp itd. Dotyczy to również żelatyny, smalcu, albo zup/wywarów z mięsa lub kości. Nawet małe ilości produktów zwierzęcych mogą powodować poważne problemy zdrowotne, są nawet choroby w których białko zwierzęce prowadzi do padaczki i zniszczenia mózgu. Miód może być punktem dyskusji, ja sama jem miód, ale wielu wegan z niego rezygnuje.

4. I nie wiem dlaczego to muszę tak często powtarzać, ale nikt nie lubi jedzenia "na sucho", czyli jeśli wszystko co macie dla gości to bułeczka lub kawałek chleba, to przynajmniej podajcie z tym dżem i herbatę :)

5. Jeśli chcecie być naprawdę gościnni, to zajrzyjcie do wegańskich i wegetariańskich blogów szukając dalszych przepisów, i zafundujcie dla gościa śmietanę sojową (do kawy, lub do owoców), litr mleka roślinnego (i można zaraz zrobić budyń lub sos waniliowy) lub wegańskie parówki :) Można też zafundować (lub samemu zrobić) wegański majonez, aby kanapki naprawdę nie były suche :) A przyprawiając dania wegańskie pamiętajcie aby dodać dodatkową łyżkę oliwy i brązowego cukru, bo to właśnie to co przede wszystkim powodują sery lub boczek w potrawach - słodkawy posmak i dodatkowy tłuszcz


Istnieje może paru wegan rodzaju "młody i gniewny", ale A. bez młodych i gniewnych ludzi nic by na świecie się nie zmieniało na lepsze, B. większość wegan po prostu chce sobie żyć w spokoju, i każdy człowiek przecież chce jeść coś normalnego, a nie odpadki i resztki, i C. jak się jest uprzejmym i cywilizowanym człowiekiem, i zupełnie bez powodu jest się traktowanym jak ufoludek albo wariat, to nawet najspokojniejszy może się załamać
♥ Give peace a chance ♥ (czyli spróbuj bez wojny :o)
[obrazy są z Wikimedii]

czwartek, 12 maja 2011

Jakie jest dobre życie :)


Dodaję wersję na żywo "Tomber la Chemise" grupy Zebda. Publikowałam jedną wersję już przedtem tutaj. Dlaczego ją tak lubię? Bo grupa składa się z emigrantów, uciekinierów, i ogólnie zepchniętych na margines, i kopniętych przez życie. I wyglądają jak smutni i załamani?

Na tym polega dobre życie, aby być sobą, i wstawać nawet jak was wszyscy kopią w ****. Wstawać jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz. A nie na tym co niektórzy ludzie uważają za dobre: zgniataniem innych, niszczeniem, masakrowaniem, spychaniem brutalnie na bok, potajemnymi napadami, i tajnymi intrygami itd itd A potem czyściutką marynarkę albo świeży makijaż, i nikt nie zauważy, bo kto ma mercedesa, serwis kryształowy, telewizor gigant, sławę i pieniądz jest lepszym człowiekiem?

"Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy...", jak myślicie skąd się to wzięło? A nie było łatwiej poddać się, i zrezygnować - tak jak wszyscy od Polaków oczekiwali? Skoro rozbiorcy byli o tyle bogatsi i "lepsi"?

niedziela, 24 kwietnia 2011

☺Życzę Wesołych Świąt Wielkanocnych☺

Ja się chowam gdzieś w środku lasu i udaję że mnie nie ma :) Jak wiadomo przyroda leczy zasmucone serce...

W ramach Świąt, akcja "Adopcje Króliczków" i dziś szuka nowych domów dla smutnych uszatych serduszek :) Prawdziwy króliczek o wiele zdrowszy niż czekoladowy, i pomaga żyć i pociesza jak jest smutno :)
[zdjęcie jest z flickr creative commons, autorem jest Steve Wall]

piątek, 11 marca 2011

Ruszam w drogę ♪ w kierunku Francji ♫


Czyli niestety (a może dla niektórych "wspaniale!" i "nareszcie spokój!" :o)) będę zmuszona ten blog co najmniej na pół zamknąć. Mam dość życia "na niby" i bycia zamknięta z dala od mojego męża. Do tej pory on się nigdy nie ośmielił mnie zabrać ze sobą, byłam tak słaba i chora że bym prawdopodobnie skończyła w szpitalu. Ale teraz, zdrowie poprawiło mi się na tyle że mogę się codziennie poruszać, i czasem nawet nic mnie nie boli, i też nie padam tak często. Prawdą jest to że mój "dom" ma kółeczka i jest tam gdzie jest mąż. Nie mam na myśli że sypiam w samochodzie (choć i to mi się parę razy zdarzyło jako nastolatka), tylko że mąż znajduje się w drodze przez co najmniej 75% czasu, w taksówkach, samolotach, pociągach, hotelikach, autobusach, tramwajach i statkach. Powiedziałam mu że mam dość, tyle lat już czekam na zmianę, i to nie tylko dlatego że mi go brak, ale dodatkowo nie mieszkam ani w Polsce ani w kraju blisko rodziny męża, tylko w miejscu do którego mnie los dosłownie kopnął. Dlatego tak bardzo brak prywatnych zdjęć w moim blogu, bo życie w kraju w którym jestem teraz jest dla mnie jak ponure więzienie, z którego chcę wreszcie uciec i wyfrunąć jako wolny ptak.


Nie wiem czy ktokolwiek będzie trzymać za mnie kciuki, ale jeśli ktoś dobrze o mnie myśli to bardzo o to proszę. Boję się jak chole*a. Jestem nadal osłabiona, a mój francuski jest słaby i zardzewiały. Nie wiadomo co, gdzie i kiedy z tego będzie. Jakby moje zdrowie się osłabiło musiałabym znowu ze wszystkiego zrezygnować (co stało się już około 768543675 razy). Jeśli mąż nie dostanie wolnego okienka między swoimi terminami, będę zmuszona jechać sama autokarem, nocować u nie wiadomo kogo, i łapać go w jakimś francuskim mieście w którym jeszcze nigdy nie byłam. Widać że jestem zwariowana, prawda? Ale alternatywy nie widzimy, i w końcu Francja to nie Syberia albo Timbuktu. Mimo tego bardzo się modlę że mu się uda mnie odebrać i nie będę musiała się sama błąkać w obcych miejscach. Francja to piękny kraj, ale to w końcu nie Polska, i nie mam takiej pewności że jakoś sobie zawsze poradzę.

No więc do zobaczenia po drugiej stronie :) Jeśli się uda to będę przynajmniej miała parę ładnych nowych zdjęć z podróży. Tymczasem pozostanie mi chwilowe odwiedzanie blogów w Polsce i za granicą :)
[zdjęcia są z wikimedii: 1, 2]

środa, 2 marca 2011

Na temat zdrowej żywności...


Ponieważ Bea w Kuchni właśnie napisała doskonały (i bardzo prosty do zrozumienia) artykuł na temat zdrowego żywienia, chciałam tu dodać parę słów o tym z mojego punktu widzenia. Raczej szybko w paru punktach:
  • Nikogo i tak nie da się zmusić do jedzenia czegoś czego nie chce, wszystko jedno czy to by było zdrowe. Więc zostawcie innych w spokoju, na tym polega wolność i demokracja :)
  • Najzdrowsza żywność to ta którą najbardziej sami lubicie - i po której się najlepiej czujecie. I to nie przez 5 sekund, albo nawet i 5 godzin. Jeśli coś jecie i wam naprawdę zawsze, zawsze, zawsze szkodzi, to trza się zacząć nad tym zastanawiać :)
  • Czasem też słyszycie "dawniej to jadłem/jadłam codziennie i mi nie szkodziło, to czemu przestać?". Dawniej = najprawdopodobniej w młodym wieku poniżej 25-u lat. Ciało człowieka przestaje rozwijać się właśnie w wieku lat 25-u, i od tego czasu zaczyna się starzeć, dosłownie. W pradawnych czasach ludzie umierali około wieku lat 30-tu! Czyli jeśli dawniej coś mogliście jeść nie znaczy to że to było zdrowe albo dobre, tylko że byliście tak młodzi i silni, że ciało sobie z tym dało radę przez jakiś czas.. Po trzydziestce zaczyna się życie bez różowych okularków :o)
  • Jeśli po czymś się czujecie jakbyście zjedli wór kamieni, lub wasza skóra się "pali" jak piekielne ognisko, to nie jest to dla was zdrowe. Wszystko jedno czy 999 innych ludzi się po tym czuje świetnie.
  • W pradawnych czasach ludzie też umierali na zawały serca. Są mumie Eskimosów sprzed setek lat, którzy zmarli na raka. Są dokumenty z Chin sprzed tysiąca lat, mówiące o cukrzycy. Nadmiar mięsa, tłuszczu, bieluśkich mąk, ryżu i cukru od dawnych czasów powoduje choroby, to nie jest nowość...


  • Im bliżej tym lepiej, co pochodzi z waszej okolicy jest najmniej zniszczone i ma najwięcej witamin. Najidealniej z własnego ogródka, z balkonu albo doniczek na parapecie kuchennym (ja zwykle hoduję różne zioła, kiełki i rzeżuchę)
  • Cokolwiek wam nakazują albo zabraniają, zawsze podchodźcie do tego z humorem. W razie czego lepiej nic nie zjeść niż coś co się nienawidzi. Lub zjeść coś co się lubi w mniejszej ilości niż coś co jest zdrowe, lecz okropne, w wielkiej ilości (bo od takiego wymuszonego jedzenia dostaje się np. alergie lub depresje)
  • W razie czego, trochę odpoczynku, ciszy, niejedzenia nic i popijania herbatką ziołową albo owocową (bez cukru, e-numerków ani sztucznych aromatów) pomoże lub ułagodzi prawie każdy problem. Odpocznij i popijaj herbatką, to porada znana od dawna
  • Przyroda też leczy. I słoneczko i wiatr i kochani ludzie :)

Najważniejsze jest to, że zdrowe żywienie nie jest łatwe. Ani dla biednych (którzy nie mają wystarczająco tego co trzeba), ani dla bogatych (którzy mają zwariowany nadmiar nie wiadomo czego). Nie załamujcie się gdy coś się "nie uda", jest wręcz niemożliwe aby się na 100% udało. Chyba że jesteście mistrzami Jogi i jedzenia według tysiąca zasad... Ale mimo tego, warto jest celować w dobrym kierunku i nie rezygnować, bo ci co rezygnują kończą jak ja, albo gorzej. Dawniej mnie "zdrowe żywienie" nie obchodziło - dziś jestem tak ciężko chora że się prawdopodobnie nigdy całkiem nie wyleczę.
[obraz Claudea Moneta jest z wikimedii, zdjęcie z flickr creative commons, autorem jest Ali Karimian]

piątek, 25 lutego 2011

Zen i filozofia blogowania, albo co..


Bardzo lubię gotować, pisać po Polsku, mieć prawdziwe rozmowy z ciekawymi ludźmi, edytować, tworzyć, być kreatywna, mieć własne miejsce wirtualne wszystko jedno gdzie życie przenosi. Lubię blogowanie po Polsku, coraz bardziej lubię, ale... zaczęło się wszystko: A. z powodu męża, B. z powodu męża, C. z powodu męża, D. itd...

Każdy blog ma pomysł który go rozpoczął, czasem to banalne stwierdzenie "wszyscy mają to ja też spróbuję". Czasem wielki plan na podbój pół wszechświata. Czasem zwariowana zabawa. Czasem pomysł na biznes. W moim przypadku początek wszystkiego to popularność i sława mojego męża :/ Ale nie taka popularność jak myślicie, ani nie zarabia wiele, ani nie jest gwiazdorem, jest jedynie popularny w swojej branży, i znany ekspertom tematów którymi się zajmuje. Ale to jest wystarczające na ciągłe dawanie wywiadów w radiu i telewizji kraju z którego pochodzi (daleko od Polski), lataniu po Europie w tą i z powrotem, i przede wszystkim ciągłego bycia otoczonym chmurą zachwyconych fanów. Z których to fanów wiele jest rodzaju żeńskiego, mniej lub bardziej młodszych, mądrzejszych, popularniejszych i piękniejszych ode mnie :/ Ja jestem tyko człowiekiem i normalną kobietą...


Dlatego też na mój blog tak chucham i tak się nim zajmuję. Ale jest to trochę męczące :/ Może to właśnie dziś jest następny krok dla mnie, aby zauważyć coś co niszczy radość w moim życiu. Od kiedy piszę ten blog po Polsku, coraz bardziej i bardziej mi się to podoba, i coraz bardziej mam dość wymuszonych, niewidzialnych "regulaminów". Marzę o spokojnym życiu z moim mężem. Marzę o zdrowiu, ciepłym domu, dzieciach, prawdziwej przyjaźni, prawdziwym byciu człowiekiem. Ten blog mnie zmienia i ratuje...

Nie mam planów, ale może je znajdę jak będę tu dalej pisać. I być sobą, przede wszystkim. Co mi pomoże udawanie kogoś kim nie jestem? Bycie sobą nie jest popularne, i nigdy nie "dogonię" młodziutkich prezenterek TV które spotyka mąż. Tyle tylko, w życiu wszyscy jesteśmy wolni. I jeśli mnie ktoś by nie cenił za to czym jestem było by to absurdalne, prawda? W tym roku dziesięciolecie naszego małżeństwa. Inni pewnie po 10-u latach mają własny dom, siedmioro dzieci i przysłowiowego mercedesa w garażu. A my? Chaos i zwariowane pomysły. Bardzo kocham męża i bardzo podziwiam jego sukcesy w pracy. Ale nie chcę być "żoną kogoś", chcę być sobą i tylko sobą.
[obrazy, Jan Vermeer, Claude Monet, są z wikimedii: 1, 2]

czwartek, 24 lutego 2011

Co zrobić jak życie jest :p :/?


Ostatnie 3 dni były ciężkie. Jak zwykle, koniec miesiąca, mąż na drugim końcu Europy, a ja.. Wolę o tym nie pisać, bo własnego bloga mi się odechce :p Czasem myślę że bez internetu to bym w ogóle nie istniała, to jak oddech świeżym powietrzem, i normalny swobodny kontakt międzyludzki :)

Zwłaszcza komentarze i odwiedziny w blogu i rozmowy to jakby słoneczko świeciło :) Dziś znowu akcja, dostałam zaproszenie od Mamy Polki (po angielsku) z blogu Polish Mama on the Prairie, ona jak widać stara się mnie rozchmurzać, i to mimo że sama właśnie męczy się z zapaleniem ucha :/

Przetłumaczyłam akcję na język polski, i ułatwiłam regulamin, bo w końcu blogowanie ma być rozrywką a nie obowiązkiem :) Mówiąc krótko: zabawa polega na tym aby opisać "5 rzeczy które lubię". Aby rozchmurzyć się trochę :) I starać się pisać o rzeczach które by nie miały nic wspólnego z internetem, blogowaniem, komputerem/laptopem, telefonem komórkowym itp.


1. Zaczynam od czegoś co nie jest "rzeczą", ale nie mogę poradzić bo lubię najbardziej: przytulać się do męża ;-) (jeśli jest, bo zwykle go nie ma...)

2. Zauważać jak nawet "najgorsi" ludzie się zmieniają i że to na tym polega magia życia :) Każdy z nas ma "najgorsze" punkty albo cechy schowane w duszy, a przecież żyjemy po to aby się zmieniać na lepsze a nie na gorsze...

3. Zwierzęta i przyroda. Zwłaszcza morze, jak jestem nad morzem to jak tylko usłyszę szum wody zaczynam biegnąć i lecieć, jakbym wracała do czegoś co jest częścią mojej duszy

4. Muzyka oczywiście. Słuchać muzyki którą się naprawdę lubi, a nie takiej o której inni twierdzą że należy ją lubić, to jest prawdziwa magia pomagająca nawet na najgorsze zmęczenie :) (piosenka na górze wpisu to "Johnny B.Goode", śpiewa Chuck Berry w roku 1958 :D)

5. Kuchnia, moje refugium :) Pichcenie, gotowanie, eksperymentowanie. Szczęście jak szczególnie trudny i "niemożliwy" przepis się uda, zachwyt jak własne danie smakuje lepiej niż jakiekolwiek inne. Kuchnia to jak serce domu, i czuję się jak człowiek, nawet jak męża nie ma blisko mnie. Myślę o tym co on by chętnie zjadł i od razu mi się humor polepsza :)

Na koniec pukam lekko w drzwiczki pięciu innych blogów, i pytam czy mają ochotę na tę zabawę (u mnie jak zwykle nie ma przymusu), alfabetycznie i bez preferencji: Bea w Kuchni, Kuchnia Wegetariańska, Łasuch w Kuchni, Marynarka - czyli sceny z życia żony marynarza i Trochę inna cukiernia.
[zdjęcie jest z flickr creative commons, autorką jest esther**]

piątek, 11 lutego 2011

Przepraszam za ten pół-bezsensowny wrzut, ale byłam już tak zmęczona i czułam się tak zwariowana, że po przeczytaniu tego dowcipu śmiałam się do rozpuku, i w ogóle przestać nie mogłam. Mam zatem nadzieję że to też kiedyś komuś innemu pomoże w podobnie idiotycznym stanie ciała i ducha. Choć prawdopodobnie ten rodzaj "żartów" jest śmieszny tylko dla tak pukniętych fanów komiksów Japońskich jak ja. Tiak tiak...
(negi cola=cola zrobiona z porów, produkt który o dziwo jeszcze nie istnieje nawet na Japońskim rynku)

niedziela, 6 lutego 2011

Nie ma mnie, bo jestem chora... :p

Jak już napisałam w poprzednim wpisie, nie zamierzam opuścić tego bloga, wręcz przeciwnie. Niepisanie teraz i nie pojawianie się nigdzie indziej ma prosty powód: moje zdrowie gwałtownie się pogorszyło. Nie lubię pisać o moich problemach zdrowotnych, ale moja "zbiórka chorób" nie jest czymś co mogę ot tak sobie kontrolować. Nawet lekarze porzucili leczenie tego i nie dają mi szans, tylko moja dieta mi pomaga. Niestety nie wiem co znowu ze mną jest i kiedy na tyle się poprawi że będę mogła w jakikolwiek normalny sposób pisać i szczególnie gotować. Prawdopodobnie pozostanie na publikowaniu muzyki, wierszy, albo ładnych obrazków, takie 3-sekundowe "wpisy".

Mój blog to przede wszystkim forma kontaktu z interesującymi ludźmi, zwłaszcza z Polskiej blogosfery, i nie pisanie mnie bardzo pognębia. To tak jakby mi ktoś nakazał "nie rozmawiaj ze znajomymi i z przyjaciółmi"...

(wpis ten został zaplanowany jako "ratunkowy", napisany wcześniej i opublikowany automatycznie później)
[obraz jest z wikimedii]

niedziela, 30 stycznia 2011

Czas coś tu zmienić... :)




Piszę w blogu ostatnio raz na miesiąc :p To do niczego, to albo znak że blog umiera albo coś się ze mną stało, nic z tego :) Wiec pomyślałam co jest, a jest to że jak człowiek zaczyna się bać co pisać, albo zastanawiać co by było "dobre" a co "nie dobre", to blog umiera, tak samo jak i życie umiera jak się chce tak "żyć", w sposób "przygotowany".

To następną myślą było:
Jakie blogi najbardziej lubię?
I ot właśnie takie, gdzie ludzie po prostu piszą o życiu, o myślach, o kuchni, o dzieciach, i oczywiście często jest też jakiś ciekawy przepis albo opowieść kuchenna itp. Prosto, po ludzku, od serca :)

A jakie blogi uważam za najgorsze?
Te przystosowane, wysztucznione, "przygotowane", i dumne z tego że każde słowo zostało wymodelowane jak mozaiki w lodowym pałacu Królowej Śniegu...

Ja nie mam na myśli że ktokolwiek musi się zmuszać do prozaicznego pisania "prosto z mostu", ja bardzo lubię też blogi z historiami albo poezją i sztuką, ale... Jest łatwiej pisać od serca, sztuka.. nie jest czymś codziennym.. Jak ktoś usiłuje sztukę dosłownie wciskać do każdego wpisu, jeśli to nie akurat blog artystyczny zawierający tylko malarstwo albo muzykę, to łatwo o.. zamarznięcie...

Ale wszystko jedno, ja po prostu chcę aby mój blog był moim domkiem internetowym, a nie pustą salą pełną zimnego wiatru. Brrr... Czyli od natychmiast zaczynam pisać ot tak, jak na notatnik, brulion albo pamiętnik trzeba :) Nie jestem naiwna, wiem że trzeba chronić własna sferę prywatną w internecie, ale ochrona to nie może być dosłownie śmierć i skamienienie.




Aby was ocieplić podaję herbatkę Indyjską, czyli Masala Czaj. Można szybko zrobić domowym sposobem: po prostu zmieszać czarną, ziołową lub zieloną herbatę (tyle ile chcecie na jeden czajniczek) z paroma kawałkami cynamonu, paroma ziarnkami pieprzu, trochę suszonej skórki pomarańczy, kawałkiem imbiru (może być kandyzowany), parę goździków i jak mamy też kardamon (opcjonalnie). To nie jest taka "super super oryginalna" herbata Indyjska sprzed 2000 lat, tylko moja własna, szybka i dobra i "spolszczona" wersja :) Mieszamy wszystkie suche składniki, i przygotowujemy jak normalną Polską herbatę. Można dodać jakiegokolwiek mleka albo śmietany, ale nie trzeba, ja piję to zwykle z brązowym cukrem, albo z miodem. Bardzo ocieplająca, pyszna, szybka i w dodatku zapobiega zaziębieniom i pomaga przy zachrypłym gardle :)
[pierwsze zdjęcie jest z flickr creative commons, drugie jest z wikimedii]

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Nie zapomnimy: Ewa Smeja †


Brak mi słów. Zmarła Ewa Smeja, która jak ja miała blog wegetariański, i jak ja była ciężko chora. Ja jeszcze żyję, ale tak często myślę że to Dar Boski. Jej śmierć bardzo mnie wstrząsnęła, przypominając jak szybko i bez ostrzeżenia (i moje) życie może się skończyć. Dowiedziałam się o tym przez wpis Wegetarinki, ona również ma plany na akcję pomocy dla Ani, córeczki Ewy, która sama jest nieuleczalnie chora a teraz nawet straciła mamę.

Bardzo proszę o odwiedzenie bloga Ewy (w którym teraz pisze jej mąż), i o jakąkolwiek pomoc w przyszłych akcjach, lub też tylko kwiaty na grób jeśli będziecie w Warszawie w czasie pogrzebu (27.Stycznia 2011 o 12.30). Wirtualną świeczkę na grobie można zapalić tutaj.

Modlę się za to aby dusza Ewy w pokoju mogła odejść do nieba, i nie musiała się błąkać po ziemi z troski o córeczkę i zasmuconego męża.

PS. Zostałam poinformowana o tym że istniały problemy i kłopoty, o których tutaj mówić nie chcę i nie mogę. Moja opinia to jest to że człowiekowi zmarłemu, zwłaszcza gdy był przedtem ciężko chory - co dosłownie zmienia i nawet niszczy pracę mózgu, nawet jeśli choroba mózgu teoretycznie nie dotyczy, ale ciężkie bóle zmieniają reakcje chemiczne i mogą kompletnie zmienić osobowość, co z przerażeniem zauważam u siebie - należy jakiekolwiek "grzechy" odpuścić. A mała chora dziewczynka ma prawo o prośby o pomoc, wszystko jedno co, gdzie i kiedy się stało. Wiem jak trudno jest wszystkim rodzinom z chorymi dziećmi, i jak łatwo można zapaść w strach, nienawiść, zazdrość i depresję. Aż za dobrze to wiem z mojego własnego przykładu. Dlatego też wiem że mimo wszystkiego, chore dziecko ma prawo dostać pomoc lekarską, i rodzina też ma prawo prosić o operację za granicą zamiast w Polsce, jeśli dowiedzieli się że szansy przeżycia i wyzdrowienia dziecka w szpitalu za granicą są wyższe. Czy droższa operacja za granicą zostanie wystarczająco szybko sfinansowana - jeśli istnieje możliwość operacji w Polsce - to już rodzina Ani sama musi rozważyć.
[zdjęcie jest z wikimedii]

niedziela, 5 grudnia 2010

Niespodzianka na Mikołajki ;)




Zaczyna się zwyczajnie, ale potem.. aż się rozpłakałam ze wzruszenia

piątek, 3 grudnia 2010

Coś przeciw melancholii :)


Jeśli absurdalność życia was nie dziwi i nie rozśmiesza, a za to smuci i dręczy, zawsze warto rzucić okiem na zwierzątka. Które nam pokazują że wszystko jest naprawdę jak ta przysłowiowa "talia kart" u Alicji w Krainie Czarów :)
[aby usunąć reklamy trzeba kliknąć na "x" z prawej strony]

środa, 24 listopada 2010

Pierwszy śnieg w moich okolicach...


Wyglądając przez okno dziś rano stwierdziłam że "mżawka" składa się z 99% śniegu. Nie wiem czy się cieszyć czy martwić, jak byłam mała to bym z radości podskakiwała że "niedługo sanki, narty, bałwany i lodowisko". Ale to było zanim poznałam takie rzeczy jak wyższy czynsz w zimie i na koniec roku, brak pieniędzy na nowe buty, kurtkę i nieprzemakalne spodnie, zmuszenie na wychodzenie nawet jeśli mróz i się jest chorym i słabym.. Nie mówiąc już o "wesołych" dzieciaczkach które uważają że zmęczona pani dźwigająca zakupy to szczególnie dobry cel do rzucania śnieżkami. Ja mam humor, bardzo nawet dużo mam humoru, niestety nie wtedy gdy mnie wszystko boli i trudno chodzić, prawie upadam ze zmęczenia i usiłuję ratować zakupy :p I jakoś tak zawsze miałam wrażenie że dręczenie bezbronnych nie nazywa się humorem tylko chamstwem...

Ale mimo wszystko, wolę śnieg niż ponurą, szaroburą, zalaną deszczem jesień. Jeśli jest słoneczna jesień to mi się do zimy nie śpieszy, ale jak jest ciemno, ponuro, kałużowo, i mrozy razem z deszczem, to według mnie jedna z najgorszych jesiennych wersji. Światło w zimie ze śniegiem jest przepiękne i wszystko jest jak zaczarowane :) I można sobie marzyć, o bajkach, Mikołaju i co pięknego mogło by się przygotować na Święta... I może jednak na lodowisko i bałwana, nawet jeśli tylko malutki?
[zdjęcie jest z wikimedii]

sobota, 20 listopada 2010

Jeszcze żyję i parę przepisów przeciw zaziębieniu

Nareszcie z powrotem do życia.. Siedzę tu, popijam syropkiem kaszlowym i udaję że już wszystko jest w porządku :o) A tymczasem, najpierw było zapalenie ucha, a potem to się prosto zmieniło w grypę. Jak mnie coś złapie to moje osłabione ciało zaraz pada i jest koniec świata :p

Na szczęście nie jest tak jak kiedyś, ani nie muszę iść do szpitala ani nie trwa choroba 3 tygodnie, ani to nie boli bez końca. To było najbardziej "przyjazne" zapalenie ucha jakie kiedykolwiek miałam, jedynie lewe ucho mi zatkało i się zaczerwieniło. Oczywiście była i gorączka i reszta, a potem grypa, wesołe to to nie jest. Ale przynajmniej ucho nie bolało, dobrze pamiętam jak wszystkie poprzednie razy przed moją dietą zdrowotną prowadziły do szpitala :/ Za to pomyślałam że skoro nie jestem jedyna którą grypy i zaziębienia męczą to wrzucę parę moich wypróbowanych przepisów do bloga

1. Najlepszy "przepis" przeciw zaziębieniu to owoce, owoce i jeszcze raz owoce (szczególnie cytrusowe), i z tych owoców soki, wszystko świeże oczywiście (ale to chyba każdy wie? choć czasem mnie dziwi że są tacy co się zastanawiają co chorej osobie podawać...) Warzywa też są dobre, ale owoce są słodkie i właśnie ta słodkość to plus psychologiczny, bo osoba chora, a zwłaszcza chore dziecko, męczy się i jest załamana, i podparcie słodkościami zawsze pomaga (a ciężkostrawnych czekolad i ciastek należy raczej unikać)


2. Zupy są dobre, ale trzeba uważać szczególnie ze wszystkim co jest tłuste, ciężkostrawne, i z dodawaniem mięsa i produktów mlecznych. Osoba ciężko chora ma zniszczony enzym laktazy w żołądku, co uniemożliwia trawienie produktów mlecznych podczas choroby (dlatego tak częste wymioty po "zdrowym" mleczku z miodem i masłem...) Najlepsza jest czysta zupa z dodatkiem mięciutkiego ryżu (takiego rozgotowanego jak dla niemowląt) Dla dorosłych radzę dodawać do zupy pieprz i papryczki chili (bez przesady, bo żołądek jest zmęczony), bo pikantne ostre przyprawy czyszczą nos, pomagają w swobodnym oddychaniu i równocześnie mają właściwości bakteriobójcze.


3. Na kaszel i zatkany nos i bolące gardło pomoże metoda mojej babci:
zagotować wodę z garścią soli morskiej (albo jakąkolwiek, ale tania morska sól jest najlepsza, ja kupuję 1kg soli morskiej za 5,-PLN), przelać do miski, postawić na stole, pochylić się nad miska, przykryć głowę ręcznikiem i inhalować parę. Powtarzać codziennie kilka razy aż do polepszenia symptomów.


4. Do picia oprócz soków z owoców i warzyw trzeba oczywiście też coś gorącego, i pomagającego na gardło i aby nos mógł łatwiej oddychać. Polecam ten przepis:

Herbatka imbirowa (pomaga na każde bolące gardło natychmiast!)

Składniki:
  • kawałek imbiru (świeżego, bo kandyzowany zwykle traci większość ostrości)
  • miód albo brązowy cukier albo cokolwiek mamy do słodzenia (miód najlepiej smakuje i najszybciej pomaga)
  • 1-2 litry wody
Obieramy imbir tak jak marchewkę (czyli cienko). Kroimy w kostkę lub grube plastry. Wrzucamy do wrzącej wody, słodzimy do smaku i gotujemy przez 5 minut. Pić natychmiast kiedy jeszcze gorące i nie gotować zbyt długo, bo miód traci wartości zdrowotne. Herbatka trzyma się w lodówce parę dni, można spokojnie podgrzewać wiele razy. Ale najzdrowiej jest zawsze świeżo przygotować :) Herbatka ma złocistobrązowy kolor i pikantnie-słodki, uspokajający gardło smak, i smakuje nawet dzieciom!


-----------------------------------------------------------------------------
English version: Ginger tea (helps against any cold/flu related sore throat)

Ingredients:
  • one knob of ginger (fresh, because candied ginger loses it's bite and thus does not fit for a helpful anti-cold tea)
  • honey or brown sugar or any sweetener of choice (honey helps best)
  • 1-2 liters of water
Peel the ginger in the same way as a carrot (=thinly). Chop up in cubes or thick slices. Toss into boiling water, add sweetener to taste and boil for about 5 minutes. Drink immediately, and do not boil it for too long, because then the honey loses its anti-bacterial properties. The tea keeps for a few days in the fridge and can be reheated many times. But of course it is the best and healthiest choice to prepare it fresh :) The tea has a golden brown color and a spicy-sweet, sore throat soothing taste, and it is even popular with children :)
(vegetarian, and vegan if agave syrup or sugar is used instead of honey)

[zdjęcie pomarańczy jest z flickr creative commons, inne zdjęcia są z wikimedii]

sobota, 6 listopada 2010

Kuchenny paradoks

Jest pewien problem, który mnie od bardzo dawna bulwersuje i muszę przyznać bardzo martwi. Zaczyna się od tego że ja jajek po prostu i zwyczajnie jeść nie mogę. Ani mleka jakiegokolwiek zwierzątka (zastąpić mleko nie jest kłopot, ale sery...) Nawet gdybym chciała, to mi po prostu choroba to zabrania.

Ale nie jestem człowiekiem tablic i ogłoszeń, nakazów i rozkazów. Dlatego też przyklejam sobie gdzieś na blogu (i w codziennym życiu) malutką tabliczkę "prawie wegetarianka", aby nikt mnie nie pchał ni w tą ni z powrotem, i nie "pilnował" jak gromada groźnych Paszczaków co ja jem, kiedy, dlaczego i po co. Aż mnie dreszcz bierze gdy spotykam ludzi którzy w ten sposób żyją, i dodatkowo jeszcze wymagają to od innych, wszystko jedno czy chodzi o "wspaniałe mięsiwa", "zdrowe mleczko" czy "etyczny weganizm"...

Ale jak się zabrać do dosłownych pytań kuchennych, prawdziwych i na poziomie co najmniej pół-profesjonalnym? Ja nie jestem Oprah Winfrey, jeśli czegoś nie zrozumiem albo nie dam rady to zawołać o pomoc wegańskiego kucharza-gwiazdora nie mogę. Na szczęście paru takich wegańskich kuchennych gwiazdorów pisze blogi i publikuje książki kucharskie na profesjonalnym poziomie. Niestety książki mają zwykle jeden problem - ale za to jaki: są zbyt oddalone od prawdziwego codziennego życia.

Przepisy są oczywiście fantastyczne i nie zawiodą, ale...

A z drugiej strony mamy te góry wegańskich książek kucharskich. Większość jest pisana przez 100%-owych samouków, i z przerażeniem stwierdziłam że co najmniej 30% z nich nie umie odróżnić dobrego gotowania od "wystarczy że ładnie wygląda i jest tabliczka 'wegan' przyklejona". Tylko dla tego że coś ładnie wygląda na zdjęciu nie znaczy że to nawet jest jadalne! Wiecie jak się robi profesjonalne fotografie żywności? Przy pomocy klejów, chemicznych farb i substancji tworzących sztuczne dymki udające "świeżo upieczone", gipsowych modeli, pasty do zębów itd itp. W kuchni jest jak w życiu: tak naprawdę chodzi o walory składników i ich kombinację, a wygląd to tylko lukier na ciastku...

Czyli innym słowem mamy kuchenny paradoks: są wegańskie książki kucharskie najwyższej jakości, ale z przepisami jak z Alfa Centauri - i góry książeczek typu "wegan akcja agresywna" na które często nie warto wydawać pieniędzy. Polowanie na te "zbalansowane" i "w sam raz" okazuje się tak łatwe jak szukanie przysłowiowej szpilki w sianie. A jeśli chce się gotować potrawy wysokiej jakości? Ale codziennie i dla zwyczajnych ludzi? Ja ani nie należę do grupy z czterdziestoma tatuażami na centymetr kwadratowy ciała, która często nie martwi się co je (co nie jest złe od czasu do czasu, ale ja tak na co dzień nie chcę i nie mogę), ani do grupy takich którzy "zawsze jedzą coś co nikt inny jeszcze nie jadł". Ja chcę jeść i gotować jedzenie dobre i wysokiej jakości, codziennie, ale i swojskie i to co znam i lubię, a nie bez przerwy jakieś super-egzotyczne dania o których nikt nigdy nie słyszał.

Wiec często paradoks kończy się albo w bardzo zły sposób (czyli ja się łamię i dodaję jajko albo ser gdzieś, i po tym natychmiast jestem ciężko chora). Albo mam następny dzień z cyklu "dziś mi nic nie smakuje"... Ja ani nie jestem ufoludek, ani hiper-gourmet, ani wegan-aktywistka. Ja po prostu chcę jeść i gotować dobrze i swojsko i zdrowo, tak aby i nie-wegetariański mąż nie narzekał. Jak na razie moje dawniejsze odprężone gotowanie zmieniło się od czasu zmiany diety na 100% roślinną w laboratorium na poziomie uniwersyteckim. Dopiero od czasu odkrycia jak wiele jest nowego w blogach w Polsce, i jak wiele blogów kulinarnych na wyższym poziomie zajmuje się daniami wege najróżniejszych rodzajów, zaczęłam się trochę ośmielać, i gotuję częściej i bardziej mnie to znowu cieszy.

[zdjęcia z wikimedii i z amazon.com]
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...