Waśnie znalazłam ten artykuł w portalu Ekologia.pl:
Zielone światło dla diety wegetariańskiej w placówkach publicznych
Kotlet sojowy zamiast schabowego w przedszkolu czy szkole? Wegetariańskie menu może niedługo zagościć w placówkach oświatowych. Instytut Żywności i Żywienia uznał, że „dieta wegetariańska jest zdrowa i może być stosowana u dzieci”, tym samym wyraził zgodę na wprowadzenie do menu szkolnych stołówek dań wegetariańskich.
W wyniku Petycji Wegemaluch.pl Instytucje Państwowe, w tym najważniejsze w zakresie zdrowia – Ministerstwo Zdrowia i Instytut Żywności i Żywienia, uznały dietę wegetariańską jako właściwą, równorzędną i zdrową dla rozwoju dzieci na każdym etapie ich rozwoju. Ministerstwo Zdrowia wydało opinię, dzięki której rodzice mogą swobodnie stosować diety wybrane przez siebie dla swojego dziecka w instytucjach i placówkach publicznych.
„Przedszkola i żłobki nie mają podstaw prawnych, aby wymagać zaświadczeń lekarskich dotyczących żywienia dzieci wegetariańskich ani podważać zasadności stosowania żywienia wegetariańskiego. Jednocześnie należy zastrzec, że zagadnienie oceny stosowania diet bezmięsnych u dzieci w różnych wieku nie należy również do kompetencji organów kontroli. W związku z powyższym, organy Państwowej Inspekcji Sanitarnej, które nadzorują warunki higieniczno-sanitarne w obiektach produkcji i obrotu żywności, nie mają podstaw prawnych do egzekwowania sposobu żywienia w obiektach żywienia zbiorowego (np. w szkołach, przedszkolach, żłobkach).” – czytamy w opinii przesłanej przez Ministerstwo Zdrowia.
MZ powołuje się na badania Instytutu „Pomnik - Centrum Zdrowia Dziecka”, które wskazują, że rozwój fizyczny u dzieci wegetariańskich przebiega harmonijnie i mieści się w granicach normy, choć generalnie są one szczuplejsze niż rówieśnicy, a rozwój intelektualny nieco tę normę przekracza. >> Reszta artykułu znajduje się w portalu Ekologia.pl
Czyli jeśli ktoś wam zabrania żywić dziecko po wegetariańsku, lub "doradza" podawać mięso, to istnieje od teraz oficjalna ustawa Ministerstwa Zdrowia, udowadniająca że to jest nielegalne i błędne :D
[zdjęcia dzieci sa z flickr creative commons, 1, 2]
A ja chciałam moje posłać od września do przedszkola. Teraz trwają zapisy. I nie poślę i będę z tych 'niegrzecznych' fanatycznych matek które będą dziecko w domu więzić do okresu szkoły bo w całym mieście (40 przedszkoli ponoć) nigdzie nie ma możliwości zastosowania diety wegetariańskiej a ja nie mam takiego ciśnienia na przedszkole by o to jakoś walczyć.
OdpowiedzUsuńA niech to... No to miejmy nadzieję że coś się zacznie ruszać od teraz :/ Od kiedy jest "niegrzeczne" dbać o zdrowie dziecka?? Gdyby mi rodzina dała być wegetarianką jako dziecko (a próbowałam), to bym dziś była zdrowa, i nie straciłabym wielkiej części życia na walkę z nieuleczalną chorobą, na bóle bez końca, nieskończone horrory, i koszty lekarstw i zabiegów których nikt sobie nie wyobraża :(
OdpowiedzUsuń"Brońcie dzieci przed wegetarianizmem - dajcie im ciągle chorować jak wszystkim innym" :o) Czasem mam wrażenie jakby życie było absurdalną komedią :P
Może cię to zdziwi ale nie wegetarianizm jest w środowisku rodziców najbardziej bulwersujący ;) - przynajmniej nie w "Polsce A"
OdpowiedzUsuńNajbardziej bulwersuje nie posyłanie dziecka do przedszkola. Moze nawet nie to bo wiadomo że nie dla każdego dziecka starczy (jeden z polskich paradoksów - niż demograficzny i brak miejsc w placówkach oświaty) ale to że jakiś rodzic nie chce i nie stara się zrobić wszystko by dziecko tam umieścić. Marzec to okres walk rodziców, "kłamstw przedszkolnych", kłótni i łapówek - robienia wszystkiego by dziecko twoje znalazło miejsce w przedszkolu. Ale to i tak nic z ideą promowaną przez pomylonych fanatyków którzy upośledzają swoje dzieci i wybierają "nauczanie w domu" w pierwszych latach szkoły.
Co do zdrowia to nie wiesz czy to prawda. Możesz się domyślać, może by to złagodziły objawy ale dieta nie jest remedium na całe zło i rozwiązanie wszelkich problemow - otacza nas zbyt wiele czynników by wszystko zwalać na jeden konkretny. Ja nie jadłam nigdy mięsa, jajek też prawie w ogóle w dzieciństwie nie jadłam a i na produkty mleczne nie było nas zawsze stać a nie powiedziałabym że jestem najzdrowszym człowiekiem na świecie.
W wielu krajach rodzice wybierają nauczanie w domu nawet w latach szkolnych, np. z powodu braku zadowalającej szkoły w okolicy, jak ktoś meszka w małym miasteczku. Chyba zrezygnowanie z przedszkola nie jest dramatem edukacyjnym? Ja mam przede wszystkim nieprzyjemne wspomnienia, o paniach które mnie przymuszały do spania lub do jedzenia, a ja byłam zbyt grzecznym i nieśmiałym dzieckiem, bynajmniej nie niejadkiem albo narzekaczem :/
OdpowiedzUsuńGdyby zdrowie tak łatwo było zrozumieć, to bym się pewnie nie męczyła z choróbskiem :o) Ale dziś wiem co najmniej jak ważne są witaminy, i świeże owoce i warzywa. Dawniej w PRL-u, jak byłam maluchem, to jedliśmy dosłownie "po wegańsku" - bo nic nie było - ale nie było też owoców i warzyw i zieleniny, a jedzenie było ogólnie marne i złe :/ Dopiero z dietą wegańsko-witariańską, z masą dodatkowych naturalnych witamin (jak np. Chlorella), zdrowie poprawia mi się w siedmiomilowych butach. Powrót do pracy jest najwyraźniejszym dowodem :)
Przy czym chciałam jeszcze dodać, w kraju w którym akurat mieszkam uważa się matki wysyłające dzieci do przedszkola za "leniwe wiedźmy, które nie chcą się biednym dzieckiem same opiekować, i wyrzucają je do przedszkola jak jakiś nielubiany grat" :/ Czyli co kobieta/matka zrobi to będzie i tak źle :P :o) Lepiej się trzymać własnego zdrowego rozsądku :)
OdpowiedzUsuń