czwartek, 26 grudnia 2013

Boże Narodzenie 2013



Najlepsze życzenia, przede wszystkim dużo zdrowia, relaksu i odpoczynku :) Nieco z opóźnieniem, ale co tu robić bez normalnego dostępu do internetu. W tym roku Pani Domu kuleje, więc sama łatwizna w kuchni, czyli dania szybkie, łatwe i gotujące się same: porządny wegański bigos z masą dobrze podsmażonych wege kiełbasek, barszcz mocno buraczany (bo lubię wystarczająco dużo pokrojonych na plastry buraków w barszczu), niepomijalne pierogi z grzybami, purée ziemniaczane (a raczej pyszny wytrawny krem ziemniaczany), ulubione pory w wegańskiej śmietanie, kompot i babeczki piernikowe. Do tego kupione (z dostawą prosto do kuchni za jedyne 12 złotych ekstra) pieczywo, owoce, słodycze i napoje, i nawet taka kaleka jak ja da sobie radę :o)

środa, 6 listopada 2013

Weganka w szpitalu :(



Przepraszam za kolejny tak długi brak wpisów, ale tym razem naprawdę miałam poważny wypadek (najzupełniej nie związany z choroba) i właśnie wracam ze szpitala :/ Komputer zepsuty, nie mam internetu w domu, i nie wiem kiedy tu będę mogła znowu pisać :/ Jedynym plusem było jedzenie wegańskie, które po 5 dniach walki jednak dostałam :o) (na zdjęciu standartowa kolacja nie-wegańska)

piątek, 30 sierpnia 2013

When the rain begins to fall



Like the sand can seep right through your fingers so can all your days
as those days go by you'll have me there to help you find
the way I feel with you I know it's gotta last forever

And when the rain begins to fall you'll ride my rainbow in the sky
and I will catch you if you fall you'll never have to ask me why
and when the rain begins to fall I'll be the sunshine in your life
you know that we can have it all and everything will be alright

Time goes by so fast you've got to have a dream to just hold on
all my dreams of love began with the reality of you
and I believe that all our dreams will last forever

And when the rain begins to fall you'll ride my rainbow in the sky
and I will catch you if you fall you'll never have to ask me why
and when the rain begins to fall I'll be the sunshine in your life
you know that we can have it all and everything will be alright

Though the sun may hide we still can see the light
that shines for you and me we'll be together all that we can be

And when the rain begins to fall you'll ride my rainbow in the sky
and I will catch you if you fall you'll never have to ask me why
and when the rain begins to fall I'll be the sunshine in your life
you know that we can have it all and everything will be alright

środa, 28 sierpnia 2013

Wpis informacyjny / Zastępczy


Przepraszam że mnie tu nie ma od tak długo, jesteśmy żywi i zdrowi (na tyle ile można w moim wypadku, ale normalnie pracuję itd). Niestety komputer przestał funkcjonować, a do tego doszło pół tuzina innych katastrof naraz. Na koniec ostatnie światowe skandale internetowe tak mi obrzydziły cały blog i wszystko inne, że... Ale koniec z tym, mimo że mogę zajrzeć do bloga tylko z pracy, nigdy nie zamierzałam niczego porzucać, i nie zamierzam poddać się ponurej ciemności ogarniającej nagle cały internet :p :) Wolność zaczyna się w sercu i duszy.

niedziela, 12 maja 2013

† *~ Grecka Wielkanoc ~* †



Dziś chciałam opisać (mniej więcej) co jemy w Grecką Wielkanoc. Przy czym muszę dodać że czy Wielkanoc czy nie, i tak często prawie nic nie mogę jeść, i tylko owoce są daniem po które zawsze sięgam (tak wygląda życie jak się za późno przejdzie na weganizm...) Najpierw po prostu napiszę jakie dania się podaje, przy czym zaznaczę które są wegetariańskie/wegańskie. A poniżej podam przepis na coś smacznego z Greckiej kuchni Wielkanocnej, oczywiście po wegańsku :)



Główne Greckie dania Wielkanocne, takie z rodzaju "zawsze ale to zawsze", to (dania które są wege lub można przerobić na wege zaznaczyłam na zielono):

1. Tsoureki (τσουρέκι), słodkie pulchne ciasto Wielkanocne (zdjęcie powyżej). Zwykle jest udekorowane jajkami malowanymi na czerwono, ale jak widać można udekorować i migdałami :)

2. Masa jajek farbowanych na czerwony kolor (bo to podobno przynosi szczęście... ale zapewne nie biednym kurom które owe masy jajek muszą znieść :P)

3. Jagnię pieczone, często na wolnym ogniu (jak można sobie wyobrazić danie stanowczo nie-wegetariańskie i nie-wegańskie)

4. Zupa Mageiritsa (μαγειρίτσα), robiona z resztek owego pieczonego biedaka powyżej, czyli dosłownie z kopyt, ogonów i resztek. Tradycyjnie można też przygotować zupę Avgolemono (αυγολέμονο), cytrynowo-jajeczną z ryżem, która przynajmniej zadowoli wegetarian (o ile nie zawiera rosołu z kury...)



Inne dania są zmiennie popularne w różnych okolicach Grecji. Ważne jest przede wszystkim aby wszystkiego było obficie, bo Wielkanoc to największe święto w roku, i zjeżdża się wtedy cała bliższa i dalsza rodzina, i kto wie kto jeszcze, jak to u Greków bywa :)

Więc podaję ogólnie to co akurat poznałam/polubiłam (bez gwarancji że to akurat je się i w innych częściach Grecji):

1. Mezedes (μεζέδες), czyli przystawki: oczywiście najróżniejsze oliwki, Greckie sery, Dolmades (ντολμάδες) - zdjęcie i przepis poniżej (bo uwielbiam), oczywiście masa dojrzałych Greckich warzyw (Greckie pomidory ponoć są najlepsze na świecie),  Melitzanes yiahni (μελιτζάνες γιαχνί) - pieczone bakłażany z pomidorami, Manitaria (μανιτάρια) - grzybki marynowane, sosy - Tzatziki (τζατζίκι), Hummus (χούμους), Melitzanosalata (μελιτζανοσαλάτα) i Tyrokayteri (τυροκαυτερή), oraz chrupki Grecki chlebek i pita

2. Dania główne (oprócz owego pieczonego jagnięcia i zup): Spanakopita (σπανακόπιτα) i/lub Tyropita (τυρόπιτα) - słynne Greckie zapiekanki, Kotopulo lemonato (κοτόπουλο λεμονάτο) czyli grillowany kurczak cytrynowy,  Patates me skortho (πατάτες με σκόρδο) - ziemniaki pieczone z czosnkiem i cytryną, Maroulosalata (μαρουλοσαλάτα) - pyszna, całkowicie zielona sałatka, i oczywiście znowu świeży chrupki Grecki chleb

3. Desery (poza ciastem Tsoureki): Baklavas (μπακλαβάς) - słynne słodkości jak z bajki (na zdjęciu powyżej), Galaktoboureko (γαλακτομπούρεκο) - ciasto z nadzieniem kremowo-mlecznym, Koulourakia (κουλουράκια) - ciasteczka maślane, Glika koutaliou (γλυκα κουταλιού) - pyszne cudeńko pomiędzy konfiturą a kandyzowanymi owocami, i oczywiście masa świeżych dojrzałych owoców (melony, arbuzy, winogrona, mandarynki, ananasy...)

4. Napoje: zimna woda źródlana lub mineralna (bardzo ceniona w upalnej Grecji), soki i lemoniada dla dzieci, Grecka kawa, piwo, różne wina, no i mocniejsze Ouzo, Tsipouro (τσίπουρο) albo Raki



Dolmades (ντολμάδες) - Greckie mini krokiety/gołąbki w liściach wina
Wychodzi 30 małych krokietów
(uwaga, pracochłonne, ale można przygotować wcześniej i trzymać w lodówce)

Składniki:
* 40 liści wina (ze słoika lub z puszki) - radzę kupić co najmniej 2 razy więcej
* 100g ryżu
* 1-2 średnie cebule
* 2-4 ząbki czosnku (ja lubię więcej, ale to nie dla każdego)
* 3 łyżki stołowe orzechów piniowych
* 3 łyżki stołowe rodzynek (opcjonalnie, wtedy dodać podwójną ilość orzeszków)
* 4 łyżki stołowe posiekanej cebuli dymki
* 4 łyżki stołowe posiekanych ziół (pietruszka, koperek)
* 2 łyżki stołowe mięty (opcjonalnie)
* oliwa (Grecka)
* sól morska i świeżo zmielony pieprz
* sok z 1-2 cytryn
* opcjonalnie liście kapusty (do podłożenia pod krokiety w garnku, aby się nie przypaliły - jakby nie starczyło liści wina)

Zagotowujemy garnek wody, dodajemy sok z połowy cytryny. Wyłączamy kuchenkę, i wkładamy rozwinięte (ale niekoniecznie rozdzielone) liście do wody na około 3 minuty. Wyjmujemy, zalewamy w misce zimną wodą, i jak ostygną dokładnie odlewamy wodę, i dzielimy na pojedyncze liście. Zwykle górne i dolne liście ze słoika są podarte, i te właśnie odkłada się na bok i używa do podkładania pod krokiety podczas duszenia (ja zwykle używam dodatkowo liści kapusty).

Podgrzewamy nieco oliwy (2-3 łyżki stołowe) w patelni i podsmażamy posiekaną cebulkę, dodajemy ryż, i podsmażamy lekko, mieszając drewnianą łyżką. Dodajemy przetarty/posiekany czosnek, orzeszki piniowe, rodzynki i 300ml wody (duży kubek). Przykrywamy patelnię, i dusimy wszystko aż ryż będzie miękki, i wsiąknie całą wodę (około 10minut). Dodajemy posiekane zioła i cebulkę dymkę. Odstawiamy na bok, i przyprawiamy pieprzem, solą i 2 łyżkami stołowymi oliwy.

Do dużego garnka z grubym spodem wlewamy 4 łyżki stołowe oliwy, i 4 łyżki stołowe wody. Wykładamy garnek (podartymi) liśćmi wina i/lub liśćmi kapusty.

Przygotowujemy krokiety: odcinamy ogonek, wkładamy w środek około jednej małej łyżeczki nadzienia, i zawijamy krokiet w ten sposób (klik). Powinny być porządne, dobrze się trzymać i nie rozpadać. Ostrożnie wkładamy krokiety do garnka stroną bardziej otwartą w dół, i układamy je w kółko obok siebie, a potem jedne na drugich, ale nie więcej niż 4 warstwy. Z góry przykrywamy liśćmi wina i/lub kapusty, zalewamy jednym kubkiem wody (300ml), kładziemy na wszystko talerz aby krokiety przytrzymać w miejscu, i włączamy kuchenkę aż się woda lekko podgotuje. Polewamy krokiety sokiem z drugiej połowy cytryny, i dusimy na małym ogniu około 1-2 godziny, aż krokiety będą miękkie a ryż gotowy do jedzenia.

Podawać można na ciepło i na zimno. To jest oryginalny i bardzo klasyczny przepis, i jak widać zupełnie wegański. Bardzo polecam, bo są pyszne :)

Wegańska Wielkanoc

[Zdjęcia są z Flickr Creative Commons: 1, 2, 3, 4]

niedziela, 5 maja 2013

Podwójna Wielkanoc :)


Życzę wszystkim obchodzącym Prawosławną Wielkanoc wesołych i dobrych Świąt :) W Grecji Wielkanoc to święto ognia, świec, głośnej zabawy i nawet fajerwerków. Zamiast święconki dzieci niosą do kościoła pięknie ozdobione świece. A ja jestem szczęśliwa, bo co najmniej raz w roku mąż ma parę wolnych dni naraz :D
[Zdjęcie: Flickr Creative Commons, Autor: Rob Wallace]

sobota, 27 kwietnia 2013

Powiadomienie z przypomnieniem z przepisem ;)



Chciałam niniejszym jeszcze raz przypomnieć że:

1. Żyję i to dobrze, wesoło i po wegańsku ;)
2. Jeśli mnie tu nie ma to mnie tu po prostu nie ma :P To nie jest "obraźliwe" albo "głupie" albo "nieprofesjonalne" albo "nieprzyjemne", tylko jest tak jak jest, i jest dobrze :) Przynajmniej zaglądam codziennie na sekundkę, i sprawdzam czy nie ma komentarzy :)
3. Jako osoba ciężko i nieuleczalnie chora i tak nie mam kontroli nad moim życiem - a fakt że mam masę pracy i nadmiar potrzeby snu z powodu choroby nie zdarza się jedynie w pogorszeniach lecz tak samo, albo nawet w większym rozmiarze, gdy się zdrowie polepsza, a ciało czyści z toksyn w rekordowym tempie :D
4. Jako osoba pisząca blog prywatny, niekomercjalny, bajkowy i na frajdę, i tak piszę kiedy chcę - a dlaczego, mimo że wolałabym częściej, a nie mogę, wyjaśnia punkt 3
5. Mimo tego mam też pracę zarobkową. Istnieje również mąż, który nie jest ani zabawką ani gadżetem, które mogłabym odstawić na półkę albo wyłączyć (mimo że wiem że są ludzie którzy tak sobie wyobrażają małżeństwo, ale ja do nich nie należę). O całkiem normalnym życiu albo masie wolnego czasu (czy nawet tylko minimum czasu dla takich wybryków jak blog) to nawet mowy nie ma :P
6. Akcja "Wegańska Wielkanoc" nadal trwa, i kończy się jak już informowałam o tym, dopiero 09.Maja, aby weganie obchodzący Prawosławną Wielkanoc 05.Maja też mieli szansę dodać przepisy :) Ja obchodzę podwójnie bo mąż z Grecji, a Grecy też obchodzą Prawosławną Wielkanoc :)

Kawa karmelowa (pomaga na każdy problem :o)
Wychodzi jeden duży kubek, około 300ml

Składniki:
* kawa (instant albo gotowe espresso)
- u mnie instant Fair Trade, ilość według upodobań :)
* wrząca woda
* 1-2 łyżeczki syropu karmelowego (domowy albo kupny)
* 2-4 łyżeczki kakao instant w proszku
(takie co się samo rozpuszcza, słodzone lub nie), u mnie też Fair Trade
* brązowy cukier do smaku - znowu Fair Trade :)
* 1-2 łyżeczki (eko) śmietanki sojowej lub migdałowej lub ryżowej...itp
* syrop klonowy lub miód (opcjonalnie)

Zaparzamy espresso, lub sypiemy do kubka kawę instant według upodobań. Dodajemy - po kolei - kawę w proszku, kakao w proszku, brązowy cukier. Zalewamy wrzątkiem i/lub gotowym espresso. Mieszamy. Zostawiamy nieco miejsca w kubku, dolewamy ostrożnie (z boku kubka, nie chlustem w środek) śmietanki, dokładnie mieszając. Na koniec dolewamy 1-2 łyżeczki syropu karmelowego, i opcjonalnie łyżeczkę syropu klonowego lub miodu. Stawia na nogi nawet trupy :o)
zdjecie: flickr creative commons, autor: andrés nieto porras

piątek, 29 marca 2013

Banerki do akcji "Wegańska Wielkanoc" :)



W tym roku nieoczekiwanie przyszło mi przejąć opiekę nad akcją "Wegańska Wielkanoc". Po dyskusji na Vegespocie okazało się że akcja jest osierocona, i grozi jej całkowity brak w tym roku, dlatego taki szybki wrzut tuż przed rozpoczęciem Wielkanocy :o) Zapraszam do udziału, wszystkie wegańskie Wielkanocne przepisy są ok, a blog uczestniczący nie musi być koniecznie wegański :)

Regulamin jest prosty: Akceptowane są wszystkie przepisy które nadają się na Wielkanoc i jednocześnie są wegańskie - czyli bez jajek, bez nabiału i bez miodu (i logicznie bez mięsa, ryb, żelatyny, smalcu i innych dodatków pochodzenia zwierzęcego). Ja sama jem miód, ale wielu wegan z niego rezygnuje, dlatego proszę o przepisy bez miodu (lub jedynie z miodem jako alternatywa dodatkowa). Miody wegańskie (czyli sztuczne miody na podstawie syropu z cukru, co można przeczytać na etykiecie z tyłu słoika) lub syrop z agawy, klonowy itp są oczywiście dozwolone :)

Aby dołączyć do akcji należy zarejestrować się na Vegespot, wybrać przepisy do akcji, i będą dodane automatycznie :) Ponieważ tak późno się zaczęła, akcja trwa aż do połowy kwietnia, czyli do 14.04.2013 --> UWAGA: Z powodu wegan obchodzących Prawosławną Wielkanoc 05.05. cała akcja zostaje przedłużona do 09.Maja :D

Poniżej podaję obiecane alternatywne banerki, do wyboru, dla każdego coś dobrego (mam nadzieję :o) Wystarczy skopiować kod obok banerka i wstawić go do wersji HTML swojego posta :) Nie przymuszam do używania banerów, ale skoro jest tak wiele do wyboru bardzo proszę zastanowić się o dodaniu jednego z nich :)

Wegańska Wielkanoc  

Wegańska Wielkanoc  

Wegańska Wielkanoc  

Wegańska Wielkanoc  

Wegańska Wielkanoc  
[zdjęcia w banerkach są z flickr creative commons, 1, 2, 3, 4, 5]

niedziela, 24 marca 2013

Nareszcie: Oficjalne wegetariańskie menu we wszystkich szkołach i przedszkolach :D


Waśnie znalazłam ten artykuł w portalu Ekologia.pl:

Zielone światło dla diety wegetariańskiej w placówkach publicznych

Kotlet sojowy zamiast schabowego w przedszkolu czy szkole? Wegetariańskie menu może niedługo zagościć w placówkach oświatowych. Instytut Żywności i Żywienia uznał, że „dieta wegetariańska jest zdrowa i może być stosowana u dzieci”, tym samym wyraził zgodę na wprowadzenie do menu szkolnych stołówek dań wegetariańskich.

W wyniku Petycji Wegemaluch.pl Instytucje Państwowe, w tym najważniejsze w zakresie zdrowia – Ministerstwo Zdrowia i Instytut Żywności i Żywienia, uznały dietę wegetariańską jako właściwą, równorzędną i zdrową dla rozwoju dzieci na każdym etapie ich rozwoju. Ministerstwo Zdrowia wydało opinię, dzięki której rodzice mogą swobodnie stosować diety wybrane przez siebie dla swojego dziecka w instytucjach i placówkach publicznych.

„Przedszkola i żłobki nie mają podstaw prawnych, aby wymagać zaświadczeń lekarskich dotyczących żywienia dzieci wegetariańskich ani podważać zasadności stosowania żywienia wegetariańskiego. Jednocześnie należy zastrzec, że zagadnienie oceny stosowania diet bezmięsnych u dzieci w różnych wieku nie należy również do kompetencji organów kontroli. W związku z powyższym, organy Państwowej Inspekcji Sanitarnej, które nadzorują warunki higieniczno-sanitarne w obiektach produkcji i obrotu żywności, nie mają podstaw prawnych do egzekwowania sposobu żywienia w obiektach żywienia zbiorowego (np. w szkołach, przedszkolach, żłobkach).” – czytamy w opinii przesłanej przez Ministerstwo Zdrowia.

MZ powołuje się na badania Instytutu „Pomnik - Centrum Zdrowia Dziecka”, które wskazują, że rozwój fizyczny u dzieci wegetariańskich przebiega harmonijnie i mieści się w granicach normy, choć generalnie są one szczuplejsze niż rówieśnicy, a rozwój intelektualny nieco tę normę przekracza.
>> Reszta artykułu znajduje się w portalu Ekologia.pl

Czyli jeśli ktoś wam zabrania żywić dziecko po wegetariańsku, lub "doradza" podawać mięso, to istnieje od teraz oficjalna ustawa Ministerstwa Zdrowia, udowadniająca że to jest nielegalne i błędne :D

[zdjęcia dzieci sa z flickr creative commons, 1, 2]

sobota, 16 marca 2013

Dlatego prowadzę ten blog...



Poniżej cała nieprzerwana godzina tylko przyrody, szumu wody, śpiewu ptaków i ciszy. Ani słowa, ani żadnych hec i wygłupiań, ani nic więcej. Polecam...


[zdjęcie jeziora w Grecji jest z flickr creative commons, autorem jest Theophilos Papadopoulos]

sobota, 2 marca 2013

Z serii magia przyrody raz jeszcze






Wideo znalazłam w Greckim blogu μονόλιθος. Więcej o filmie można przeczytać tutaj (po angielsku i po hiszpańsku): etereaestudios.com

poniedziałek, 18 lutego 2013

Krótka wrzutka: Witariańska czekolada Ombar :)



Wracając z pracy, jak zwykle zmęczona i smutna, wiedząc że za maksimum 1-2 godziny będę jak zwykle padać (takie są moje "normalne pracowite dni", a to już o nieba lepiej niż podczas głównej choroby, jak nie mogłam wcale pracować ani nic), zajrzałam do sklepu eko aby kupić nową butelkę soku z witaminami. I przy okazji dokupiłam parę innych drobnostek które tylko tam można dostać. Czekając przy kasie oglądałam pułki z czekoladami i ciastkami, z melancholią myśląc jak to nie mogę tego zjeść, bo bym padła jeszcze szybciej. A tu tak bym chętnie zjadła coś drobnego na słodko ;/ W tym momencie zauważyłam nowości nieco z boku, i między nimi były właśnie te witariańskie czekolady "Ombar" (strona po angielsku). Dosłownie mnie wołały z daleka ;)

Krótko: Są cudowne :D Ale nie sam smak który niby lepszy, smakuje dobrze, ale nie inaczej od innych szlachetnych czekolad. To wynik jest rewelacyjny :D Naprawdę witariańskie cudeńko (raw food, czyli wszystkie składniki są 100% na surowo). Po zjedzeniu (czekolada jest mini, czyli to po prostu batonik, a waży 38g), nie tylko nie czułam się ciężko ani smutna ani zmęczona, wręcz przeciwnie, nagle poczułam się tak ożywiona i orzeźwiona, że do teraz wieczorem biegam pośpiewując, i nic a nic ze zwykłego padania i wycieńczenia :D

Jedynym minusem jest bardzo wysoka cena: 2,60€ za mini batonik :P Mimo tego na serio wyznaję że od dziś będę te cudeńka kupować regularnie :D Bo żadna inna czekolada tak na mnie nie zadziałała. Żyć się chce a nie umierać :D

[Uwaga: Ten wpis był "sponsorowany" ekskluzywnie przez moją własną prywatną portmonetkę i moje własne prywatne łakomstwo :o)]

poniedziałek, 11 lutego 2013

Przepraszam...



Przepraszam, jeśli kogokolwiek kiedykolwiek moje zbyt gorączkowe komentarze przeraziły lub okaleczyły. Ja naprawdę byłam gorączkowa jak je pisałam :-( Mój mózg niestety nie jest taki jak był dawniej, część została zniszczona przez chorobę. Taka jest ta chole**a prawda :-( Wiem że nie można mieć tylko przyjaciół, ale przynajmniej nie myślcie o mnie tak źle jak o kimś kto kaleczy innych celowo. Ja za każdym razem zapadam w ziemię ze wstydu, po odkryciu co znowu za bzdury plotłam w gorączce - owszem, jest tak źle że je zapominam, i odkrywam tylko później przypadkowo :-( Mam swoje pomysły i swoje zdanie, ale niestety bywa że to zdanie zostaje opisywane w sposób po prostu durny :-(

Przepraszam i proszę w razie czego o usunięcie komentarzy. Nie jestem wrogiem nikogo, szczególnie w Polskiej blogosferze. Nie z każdym można się dobrze porozumieć, ale można to przynajmniej spróbować... Nie zamierzam tych błędów powtarzać, w ramach dobrych zmian w Nowym Roku pracuję nad kontrolą tego co wolno mi w ogóle robić jeśli mam gorączkę :-(

niedziela, 27 stycznia 2013

Dzień Pamięci Ofiar Holokaustu


Dziś jest Międzynarodowy Dzień Pamięci Ofiar Holokaustu. Ponieważ jedna trzecia mojej rodziny została zamordowana przez nazistów podczas wojny, a w dzisiejszych czasach znowu pojawiają się niebezpieczne ruchy nazistowskie, i to w całej Europie, chciałam przypomnieć o pradawnej mądrości że "fatalne zdarzenia które się zapomina zwykle się powtarzają". Niech pamięć niewinnych zamordowanych pomoże nam wzrosnąć ponad koszmary fanatyzmu i nieludzkiej przemocy.

środa, 16 stycznia 2013

♪ Gloria Gaynor ♫ Jestem taka jaka jestem ♪


I am what I am
I am God's own special creation
So come take a look
Give me the hook or the ovation
It's my world
That I want to have a little pride in
My world
And it's not a place I have to hide in
Life's not worth a damn
Till you can say
I am what I am
I am what I am

I am what I am
I don't want praise I don't want pity
I bang my own drum
Some think it's noise I think it's pretty
And so what if I love each sparkle and each bangle
Why not try to see things from a different angle
Your life is a sham
Till you can shout out: I am what I am

I am what I am
And what I am needs no excuses
I deal my own deck
Sometimes the aces sometimes the deuces
It's my life
That I want to have a little pride in
My life
And it's not a place I have to hide in
Your life is a sham
Till you can shout out: I am what I am
I am what I am

I am what I am
I am what I am
I am what I am
I am what I am

I am what I am
And what I am needs no excuses
I deal my own deck
Sometimes the aces sometimes the deuces
It's my life
That I want to have a little pride in
My life
And it's not a place I have to hide in
Your life is a sham
Till you can shout out: I am what I am

I am I am I am useful
I am I am I am strong
I am I am I am worthy
And I do belong

I am what I am
I am what I am

I am I am I am good
I am I am I am true
I am I am somebody
I am as good as you

I am what I am
I am what I am


niedziela, 13 stycznia 2013

Czas na wielkie sprzątanie, introspekcję i...



Początek nowego roku, nowe możliwości, dziwny czas i dziwne samopoczucie, czy będzie lepiej, czy gorzej.. czy po prostu inaczej? Czas między starym a nowym rokiem to czas na introspekcję, nowe myśli, nowe podejście do wszystkiego.. albo i "tylko" sprzątanie po Świętach, i nowy układ życia.

Również to dobra pora na sprawdzenie kuchni, spiżarni, i ocenianie zeszłorocznego stylu jedzenia. Czy w zeszłym roku moje zdrowie było świetne/polepszało się, czy też były ciągłe choroby/wszystko coraz gorzej? A może wszystko było zwykle w balansie i mniej więcej tak ja trza?

W ten sposób można użyć ten dziwny czas pomiędzy latami na nowe impulsy i inspiracje. I aby nie zabarykadować się pod lawiną nowych zajęć i zadań zanim się nawet nie odetchnęło na chwilkę, pomagają przerwy także w jedzeniu, i oczyszczenie ciała z toksyn. Najlepszym na to sposobem jest tak zwany "post leczniczy", który nic nie ma wspólnego z "głodowaniem", jeśli jest odpowiednio przeprowadzony. Ale z góry uwaga:

* Post leczniczy to nie zabawa albo modna dieta, tylko skuteczne oczyszczanie ciała z toksyn - post leczniczy zwykle nie odchudza :o) (ale po poście ciało jest zdrowsze, lepiej trawi pokarm, i nie tyje, lub szybciej chudnie itp)
* Osoby młode (od 14-tu do 25-ciu lat) i zdrowe mogą przestać jeść na około tydzień, osoby starsze na maksimum 3 dni - a pod opieką (profesjonalnego!) lekarza post może nawet trwać do 4 tygodni
* Bardzo ważne: Osoby ciężko chore mogą przeprowadzać post leczniczy jedynie na maksimum (w razie czego krócej!) 24 godziny! Często o tym nikt nie informuje, a tymczasem ciało podczas postu gwałtownie oczyszcza się ze wszystkich toksyn, i w przypadku ciężko chorej osoby prowadzi to do natychmiastowego pogorszenia choroby albo nawet śmierci (nadmiar toksyn w krwi)!



Przepisy na napoje oczyszczające z toksyn

1. Liście szałwii (można kupić na targu lub w sklepach eko), albo liście młodej pokrzywy, albo liście melisy lekarskiej, świeże lub suszone zalewamy wrzątkiem, i pijemy kilka razy dziennie podczas postu.

2. Woda mineralna lub woda lecznicza zmieszana ze słodkim sokiem owocowym (jabłko, czereśnie, winogrona itp) w skali 25% wody na 75% soku, i szczyptą soli morskiej, daje napój izotoniczny (dobry i poza postem, nie tylko dla sportowców). W ten sposób organizm nie traci nadmiaru ważnych witamin ani wody, jedynie toksyny są wymywane.

3. Soki warzywne (szczególnie wartościowe gdy zawierają chlorofil z ciemnozielonych, liściastych warzyw i ziół) wychodzą nie tylko w sokowirówce. Wystarczy obrać i posiekać warzywa, i dokładnie zmiksować kilka razy, w razie czego dolać wody mineralnej.

---------------------------------------------

Post leczniczy jest bardzo prosty: nic nie jemy a za to mnóstwo pijemy - zdrowe, nietoksyczne i niesłodzone napoje. Ważne jest przede wszystkim aby przed rozpoczęciem kompletnie oczyścić ciało z resztek jedzenia, czyli najlepiej zjeść talerzyk suszonych śliwek namoczonych w ciepłej wodzie albo wypić dużą ostrą kawą itp, aby nakłonić układ trawienny do wyzerowania ciała :o)

Po wyzerowaniu ciało przełącza się na "tryb postny", co powoduje stratę uczucia głodu i zmianę rodzaju trawienia na "czyszczenie toksyn". Najlepiej jest wybrać dni wolne od nadmiaru bieganiny i obowiązków, post powoduje czasem ogólne zmęczenie podczas czyszczenia toksyn z ciała. Należy codziennie dokładniej niż zwykle dbać o ciało, a także szorować język szczoteczką do zębów (sami zobaczycie dlaczego, i jak bardzo to nagle polubicie...) Pozytywna jest również codzienna gimnastyka i nieagresywne rodzaje sportu (np. jazda na rowerze, spacery w parku lub w lesie albo joga), i oczywiście medytacja :)
[zdjęcia są z Flickr Creative Commons, autorzy to Bertrand Monney i Helen Sotiriadis]

piątek, 11 stycznia 2013

Len {H.Ch.Andersen}




Lato. Szumią lasy, kołyszą się zboża, pachną łąki kwieciste. Len zakwitł. Całe pole błękitnieje. Na zielonych łodyżkach patrzą w niebo kwiatki, drobne, błękitne, lekkie, delikatniejsze od skrzydeł motyla. Słońce je pieści, grzeje swemi promieniami, a chmury poją deszczem. I dobrze, miło zielonej roślince, jak dziecku, gdy je matka umyje, nakarmi i pocałuje.

Len był bardzo szczęśliwy. — Mówią ludzie, że jestem piękny i wysoki — powtarzał sobie — że będzie ze mnie piękna sztuka płótna. Jak to przyjemnie. Napewno jestem najszczęśliwszy w świecie! Tak mi dobrze. Nie jestem niczem i coś ze mnie będzie. Jak słońce ładnie świeci, jaki deszczyk słodki, ożywczy, ciepły! Szczęśliwy jestem, ogromnie szczęśliwy, — najszczęśliwszy na świecie!

Usłyszały jego słowa kołki w płocie i rozśmiały się głośno. — Co ty, dzieciaku, wiesz o szczęściu i o świecie? — zawołały. — Co ty znasz? Co widziałeś? My — to co innego, stoimy tu tak dawno, mamy doświadczenienie. Zaśpiewamy ci piosenkę, która cię wiele nauczy.

I zaczęły żałosnym chórem:
Stuk — puk, stuk — puk,
Błysnęło!
Stuk — puk, stuk — puk,
Zniknęło!
I niema nic —
I niema nic!

— Tak ze wszystkiem na świecie, mój kochany.

— Nie, nie, nieprawda, wcale wam nie wierzę — odpowiedział len wesoło. — Dobrze i pięknie na tym Bożym świecie, co rano słonko wstaje, takie promienne i jasne, lub z chmury deszczyk spada ożywczy, przyjemny, i czuję, jak mi daje nowe siły, życie. Czuję, że rosnę, kwitnę, żem szczęśliwy, bardzo szczęśliwy!

Lecz dnia pewnego przyszli ludzie i wyrwali len z korzeniami; to było bolesne. Zatopiono go w wodzie, gnieciono, dręczono, jak męczennika. Straszne rzeczy!

— Ha trudno, — zawsze dobrze być nie może — myślał z westchnieniem. Czasem cierpieć trzeba, żeby się czegoś dowiedzieć na świecie. Będę mądrzejszy.

Mogło mu jednak zbraknąć cierpliwości, gdyż było coraz gorzej: palono go na słońcu, bito, łamano, skrobano, — nie wiedział nawet, jak nazwać te męki, które znosił bez końca. Codzień co innego. Zatknięto go nakoniec na przęślicę, a wrzeciono furczeć zaczęło i okręcać wkoło siebie długą nitkę. Biedny len w tym chaosie myśli zebrać nie mógł.

— Byłem dawniej szczęśliwy — mówił sobie, cierpiąc, trzeba pamiętać o tem i pocieszać się w smutku choć wspomnieniem szczęścia. Nic wiecznie trwać nie może, powinienem być zadowolony ze swego losu. Powinienem.

I powtarzał to sobie najusilniej jeszcze wtedy, kiedy go rozciągnięto na tkackim warsztacie. Stuk — puk, stuk — puk, i z drewnianej ramy wysuwała się długa, piękna sztuka płótna. Wszystek len na nią wyszedł.

— Ależ to cudowne! — zawołał w uniesieniu radości. — Tego się nie spodziewałem! Nie byłbym wierzył nawet. Co za szczęście! Co za szczęście! Tak, tak:

Stuk — puk, błysnęło!

— Miały słuszność kołki w płocie:

Stuk — puk, stuk — puk,
Błysnęło!

— Nieskończona ich piosnka, ale zaczyna się dobrze. Jak w bajce. Czary, czary! Stuk — puk i jestem oto sztuką płótna. Dawniej nie wiedziałem nawet, co to znaczy sztuka płótna. A warto było cierpieć. Teraz dopiero naprawdę jestem najszczęśliwszą na świecie istotą! No, i wart jestem więcej, niż tam niegdyś na polu. Cóż znaczy jakaś drobna, słabiuchna roślinka, choćby z niebieskim kwiatkiem? Któż wtedy dbał o mnie? Kto mię pielęgnował? Tylko chmury poczciwe poiły mię deszczem, tylko słonko pieściło mię światłem złocistem. A teraz co innego: jestem sztuką płótna i proszę spojrzeć jaką! Mocną, długą, cienką, a co za białość! Wszyscy mię też cenią, wszyscy mi usługują i troszczą się o mnie; dziewczęta rozściełają mnie codzień na słońcu, co wieczór polewają czystą, świeżą wodą, a co się przytem nasłucham ich pochwał! Najstarsza gospodyni powiedziała, że w całej wiosce niema piękniejszego płótna. Czyż można być szczęśliwszym na tym świecie?

Niedługo jednak trwały chwile wypoczynku; wzięto płótno do domu, pokrajano nożyczkami, kłuto igłą, przewracano i gnieciono — nie było to zbyt przyjemne, ale — zrobiono z niego dwanaście pięknych, mocnych sztuk bielizny, której nie mogę nazwać. Cały tuzin.

— Patrzcież, państwo! Więc takie było moje przeznaczenie. Teraz dopiero wiem przecie, czem jestem i na co zostałem stworzony. Być na świecie użytecznym i potrzebnym — oto prawdziwa rozkosz, to największe szczęście. Jest nas dwanaście sztuk, lecz wszystkie razem stanowimy całość, jednym jesteśmy tuzinem, jedno mamy zadanie życia. I szczęście nasze jest wielkie, największe!

Wiele lat upłynęło — płótno się podarło. — Wszystko się skończyć musi — powiedziały sobie wszystkie sztuki bielizny, której nie mogę nazwać. — Cóż robić. Gdyby to było w naszej mocy, służyłybyśmy chętnie jeszcze bardzo długo. Ale sił już nie mamy.

Nie miały sił. Podarto je też na kawałki, poszarpano. Były pewne, że nadeszła ostatnia godzina ich bytu na tym świecie, gdyż wrzucono je w kocieł, gotowano, — one same nawet nie wiedziały, co wyrabiano z niemi, aż ocknęły się wreszcie jako piękny, czysty, cienki i biały papier.

— A to mi niespodzianka! Cudowna, boska niespodzianka! — wołał papier uradowany. Odrodziłem się znowu i jeszcze piękniejszy, cieńszy i bielszy. Teraz będą pisać na mnie i nowej nabiorę wartości. Co za szczęście, co za szczęście niewypowiedziane!

Naprawdę wielkie szczęście spotkało nasz papier, gdyż napisano na nim rzeczy mądre i dobre. Jedna niewielka plamka atramentu nie popsuła znaczenia prześlicznych powieści i wierszy, których ludzie słuchali z zajęciem, a słuchając, stawali się rozumniejszymi i lepszymi, niż przedtem. Bo w słowach, napisanych na naszym papierze, kryło się błogosławieństwo i szczęście.

— Czyż mogłem marzyć o podobnym losie tam, na zielonem polu, patrząc w niebo kwiatkiem maleńkim, niebieskim? — myślał len wzruszony. — Czyż mogłem marzyć wtedy, że będę niósł ludziom radość i wiedzę? Sam dzisiaj jeszcze dobrze tego nie rozumiem, a jednak jest to prawdą, nie złudzeniem. Bóg dobry zna me siły i wie, żem sam z siebie do czynów wielkich niezdolny, a przecież wiedzie mię coraz wyżej, do większych godności i do wyższego szczęścia. Tyle już razy myślałem, że pora skończyć piosenkę, którą śpiewały mi znajome kołki w płocie:

Stuk — puk, stuk — puk,
Zniknęło!

— Lecz nie, — przygasa tylko, by jaśniej błysnąć, życie, które Bóg wlał we mnie. I staje się coraz lepszem i pożyteczniejszem, a ja — coraz bardziej szczęśliwy. Teraz zapewne wyślą mię w drogę daleką, dokoła świata, aby wszyscy ludzie usłyszeć mogli słowa, które na mnie napisano. Nie może być inaczej. Te prześliczne myśli bardziej mię zdobią dzisiaj, niż błękitne kwiatki niegdyś tam na polu. O, szczęśliw jestem, najszczęśliwszy na świecie!

Nie wysłano jednak w daleką drogę cennego papieru, lecz oddano go do drukarni, gdzie wszystkie myśli, które były na nim napisane, przedrukowano w książki, w setki i tysiące książek, a te rozbiegły się zaraz po świecie, gdyż tym sposobem więcej mogły przynieść ludziom przyjemności i pożytku, niż jeden podróżujący bez końca rękopis.

— Tak rzeczywiście jest daleko lepiej i rozsądniej — pomyślał papier. — Że mi to wcześniej do głowy nie przyszło! Zostanę sobie w domu będą mię tutaj szanowali, niby starego pradziadka tych wszystkich pięknych książek. W drodze mógłby spotkać mię jaki wypadek i nie objechałbym ziemi dokoła. A przecież jestem czemś godnem szacunku i wielkiego poszanowania: na mnie spoczywały oczy tego, który pisał te mądre wyrazy; każdy wyraz spływał na mnie prosto z jego myśli i serca. O, jestem szczęśliwy!

Tymczasem zwinięto papier w grubą rolkę i wrzucono do skrzyni, pełnej przeróżnych szpargałów.

— Po pracy należy mi się odpoczynek — pomyślał papier bardzo mi tu dobrze. Mogę przynajmniej pomyśleć o sobie, zastanowić się nad tem, co zawieram. Teraz dopiero zaczynam rozumieć i coraz lepiej pojmować to wszystko, co napisano na mnie. A znać samego siebie — to pierwszy krok do mądrości. Ciekawym bardzo, co się jeszcze ze mną stanie? Naturalnie, że pójdę dalej i stanę się znowu czemś lepszem; wszystko postępuje naprzód i wszystko doskonali się na świecie, tego już mię nauczyło doświadczenie.

Znowu czas jakiś upłynął, nim otwarto starą skrzynię, wyjęto z niej wszystkie papiery i złożono na kominku, ażeby je spalić. Miały one niegdyś wielką wartość i dlatego ludzie nie chcieli sprzedać ich handlarzom do owijania masła albo cukru. Niech lepiej spłoną w ogniu.

Dzieci obstąpiły kominek gromadką: chcą patrzeć, jak się papier palić będzie, — to tak wesoło, ładnie; — płomień wzbija się w górę, migoce, przygasa i bucha znowu; a potem iskierki złociste, jak błyskawice, jak węże, ślizgają się po zwęglonych, czarnych szkieletach papieru. Wysypały się nagle gdzieś ze środka, niby dzieci ze szkoły, biegną, gasną, nikną; — a teraz jeszcze jedna, — to pan nauczyciel, — ha, ha, ha, nauczyciel!

Dzieci klaszczą w ręce, śmieją się wesoło, skaczą dokoła kominka.

Rolka starego papieru odrazu stanęła w ogniu. — Ach! — krzyknęła słabym głosem — i płomień ogarnął ją nagle, gwałtownie i buchnął w górę. — Ach! — jęknęła jeszcze po raz ostatni, lecz w tej samej chwili wstęgi ogniste strzeliły wysoko, tak wysoko, jak nigdy nie sięgały drobne, błękitne kwiatki, a płomień gorący zajaśniał i zaświecił takim blaskiem, jakim nie świeciło nigdy piękne, białe płótno. Na jedno mgnienie oka wszystkie napisane na papierze literki stały się czerwone, jak gdyby przemawiały ognistemi słowy, — potem zagasły z trzaskiem.

— Wznoszę się ku słońcu! — zabrzmiały wśród płomieni jakby setki głosów, w jeden chór zespolonych, i przez czarny komin iskry i płomień wzlatywały szybko, wyżej, wyżej, ku niebu.

Wzlatywały istotki lżejsze od płomienia, mniejsze od iskry, niewidzialne dla oka ludzi, a liczniejsze, niźli kwiatki błękitne na polu, które niegdyś uśmiechały się do słońca. Krążyły one chwilę nad ogniskiem, a gdzie leciuchnem ciałem dotknęły popiołu, tryskał snop iskier. Dzieci klaskały w dłonie i śpiewały, skacząc:

Stuk — puk, stuk — puk,
Błysnęło!
Stuk — puk, stuk — puk,
Zniknęło!
I niema nic!
I niema nic!

Lecz niewidzialne, leciuchne istotki, lżejsze od płomienia, a mniejsze od iskry, zaprzeczyły wesoło:
— Nieprawda, nieprawda! Piosnka źle się kończy. Nic nie gaśnie, nic nie ginie na tym świecie, i to cud najpiękniejszy! My o tem wiemy, myśmy to poznały i teraz dopiero jesteśmy szczęśliwe, najszczęśliwsze!

— Wyżej, wyżej, ku niebu, kto wie, co nas czeka!

Ale dzieci słów tych usłyszeć nie mogły, i nie byłyby zrozumiały ich znaczenia, choćby słyszały nawet.

środa, 9 stycznia 2013

Najzdrowsze śniadanie, sok z aronii i zabawa




Niby zimy nie ma, ale za to mroźny deszcz i wiatr, a dookoła ludzie padają jak muchy z powodu grypy i wirusów. Dlatego po świątecznych ucztach opłaca się zaczynać nowy rok od najzdrowszych przepisów. Najpierw krótka, a za to głośna pochwała aronii: to po prostu cudo :) Przeczytałam o domowym soku z aronii w blogu Wegańskie Jedzonko, jak akurat sama miałam grypę. Soku niestety nie mogłam zrobić, ale pobiegłam i kupiłam (a kupny jest drogi!). I co potem? W najszybszy czas się wyleczyłam, i od miesięcy ani jednej nowej grypy albo nawet zaziębienia nie było :D (i to mimo osłabionego zdrowia) Ten sok warty więcej niż złoto, czyli sadźcie aronie w ogródki, i zawsze domowy sok na zapas :D



A drugi cud zdrowia to jak wiadomo najzwyklejsza owsianka. A przy tym tania i błyskawiczna. Niestety muszę wprost przyznać że słodkiej owsianki nie znoszę, i zwykle mi się od niej robi mdławo :/ Nie jestem niejadkiem, jak muszę to zjem, ale martwiło mnie zwykłe tracenie tak wartościowego śniadania. Więc po przemyśleniu sprawy przypomniałam sobie jak bardzo lubię kasze (w wersji wytrawnej oczywiście), i w ten sposób wymyśliłam owsiankę kaszkową, wytrawną i wcale nie tak kleistą :o) (wiem że dodawanie warzyw mrożonych nie jest zbyt wykwintne, ale jak się rano człowiek śpieszy do pracy, i ledwo co daje radę, to każdy skrót jest błogosławieństwem.. W gorącej owsiance drobne warzywa natychmiast się podgrzewają, a sama się nieco chłodzi do jedzenia) Tanie, dziecinnie łatwe, i tak zdrowe że zalecam nawet sportowcom :)

Wytrawna owsianka (na słono z warzywami)

Wychodzą 2 mniejsze porcje, albo jedna duża i sycąca

Składniki:
* 1 kubek (razowych, niezbyt drobnych) płatków owsianych
* 2 kubki ciepłej wody
* chlust oleju lnianego
* szczypta grubej soli morskiej i czarnego pieprzu
* parę garści drobnych/siekanych warzyw (mrożonych lub świeżych)
* jeśli chcemy jakieś zioła albo kiełki

1 kubek = 250ml

Płatki w garnku zalewamy wodą, i podgotowujemy parę minut na średnim ogniu, często mieszając, aż otrzymamy dobrą kaszkową konsystencję :) Posypujemy siekanymi warzywami, ziołami, kiełkami, szczyptą grubej soli morskiej i pieprzem. Polewamy chlustem oleju lnianego. Smakuje jak normalna nieco kremowa kasza :)

-----------------------------------------------


A teraz część zabawy. Jakiś czas temu zostałam zaproszona prze Aniko z bloga Potomek kontra obiad (bardzo dziękuję, i radzę odwiedzić, bo to świetna strona!) do blogowej gry z nagrodą Versatile Blogger Award. Zasady są nieco skomplikowane, ja zwykle lubię ułatwiać :o) Nominuję wiec na luz i na relaks, w razie czego "honoris causa", czyli jak ktoś takich zabaw nie lubi, to niech to widzi jako pozdrowienie, i dodatkowy link do bloga (ranking w Google będzie wdzięczny..) Starałam się nie nominować nikogo kto już tę nagrodę dostał, mam nadzieję że się udało:


Na koniec regulamin wymaga "7 niespodzianych faktów o tobie". Zmieniam to na "7 razy powtarzam, że bardzo lubię prawdziwych i wesołych gości w blogu (a nie reklamy i automaty)" :o) Może kiedyś jak będę zdrowsza (oby!) to znajdę masę niespodzianych ciekawostek o mnie, jak na razie wszystko co mi wpada do głowy jest ponure, a to ma być niby na wesoło..

PS. Obrazek nagrody Versatile Blogger który użyłam jest oryginalny, z angielskiej strony która tę grę stworzyła (dawno dawno temu)

-----------------------------------------------

PS2. Dodaję ten przepis do akcji z Vegespotu pod tytułem "Studenckie Gotowanie", bo tani, szybki i zdrowy, i studentom się na pewno przyda na co dzień :o)

Studenckie Gotowanie

niedziela, 6 stycznia 2013

Jak się czuje Polak za granicą...



Wakacje i urlop to jedna rzecz. Być zmuszonym opuścić ojczyznę na stałe, czy się chce czy nie, to nieco inna sprawa... Uśmiech staje się maską.. Gdyby nie było Polskiego internetu, blogów, gazet, telewizji, to bym chyba skończyła w domu wariatów :/ Przed internetem naprawdę żyłam jak na jakiejś obcej planecie...
[obraz jest z Wikimedii, autorstwa Jana Matejki]

wtorek, 1 stycznia 2013

Babeczki piernikowe z bakaliami



Na pierwszy dzień roku muffinki piernikowe :) Ponieważ już tak długo nie pisałam, a chcę dodać ten przepis jeszcze w czas do akcji Wegańskie Święta. Muffinki są bardzo wdzięczne, udadzą się każdemu, doskonałe do zużycia najróżniejszych słodkich resztek, a w dodatku pomagają jak się ma ochotę na pyszne i soczyste pierniki wegańskie. Takowe są trudne do zdobycia lub szybkiego upieczenia, a tu i błyskawicznie i tanio. W środku mięciutkie i jak prawdziwy piernik, na zewnątrz lekko chrupkie i słodziutkie, takie jak trzeba :) A do tego w miarę zdrowe...



Babeczki / muffinki piernikowe (jak zwykle wegańskie)

Wychodzi ok.12 muffinków
(o ile jakiś łakomczuch nie wyjada pysznego ciasta już na surowo ;)

Składniki suche:
* 1 kubek białej mąki
* 1 kubek mąki razowej*
* 1 budyń waniliowy w proszku (normalna torebeczka)
* 4 garście startych orzechów lub migdałów
* 3/4 kubka brązowego cukru
* parę garści rodzynek lub innych słodkich bakalii (w razie czego posiekać)
* parę łyżeczek cynamonu
* 1-2 łyżki stołowe przypraw korzennych (miałam resztki mieszanki)
* 1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej
* 2 łyżeczki (płaskie) proszku do pieczenia

Składniki mokre:
* 1/4 kubka dobrej oliwy (lub inny dobry olej)
* 3/4 kubka śmietanki sojowej
* 4 czubate łyżki słodkiego dżemu albo pół-płynnego miodu
* 1-2 łyżeczki soku z cytryny (nie pomijać, bo ważny dla chemii pieczenia)

1 kubek = 250ml, 1 łyżka stołowa = 15ml, 1 łyżeczka = 5ml

Podgrzewamy piekarnik do 200°C. Ja używam foremki silikonowe, po prostu wrzucam przed pieczeniem do lodówki, podczas wyrabiania ciasta. Inne foremki należy wysmarować tłuszczem/przygotować według opisu producenta.

W jednej misce mieszamy składniki suche, w drugiej składniki mokre. Dodajemy mokre do suchych, i mieszamy (ręcznie! i nie za długo!) aż do powstania jednolitego ciasta o nieco kleistej, miękkiej, ale zwartej konsystencji.

Wkładamy ciasto do foremek na wysokość 3/4 (bo rośnie i ma ładnie wyglądać, a nie przelewać się falami :o) Pieczemy przez około 25 minut, po upieczeniu najpierw odstawić do ochłodzenia przed wyjęciem z foremek. Ach, ten piękny korzenny zapach w całej kuchni.. Trzeba uważać by nie zjeść zbyt wiele na raz :o)

* Ja użyłam mąki razowej orkiszowej. Można użyć jakąkolwiek razową jaką macie :)
** Aby upiec babeczki bezglutenowe należy użyć mąki bezglutenowej, która nadaje się do pieczenia (mieszanka gotowa ze sklepu, lub domowa)

Wegańskie Święta  Wegański karnawał

Szczęśliwego Nowego Roku 2013 :)



Życzę Wam dobrego i zdrowego roku, w którym macie czas dla siebie, rodziny i przyjaciół :) Przepis na muffinki na zdjęciu zapisany w archiwum i zaplanowany do opublikowania, jak reszta innych, zobaczymy..
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...