Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dom. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dom. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 13 stycznia 2013
Czas na wielkie sprzątanie, introspekcję i...
Początek nowego roku, nowe możliwości, dziwny czas i dziwne samopoczucie, czy będzie lepiej, czy gorzej.. czy po prostu inaczej? Czas między starym a nowym rokiem to czas na introspekcję, nowe myśli, nowe podejście do wszystkiego.. albo i "tylko" sprzątanie po Świętach, i nowy układ życia.
Również to dobra pora na sprawdzenie kuchni, spiżarni, i ocenianie zeszłorocznego stylu jedzenia. Czy w zeszłym roku moje zdrowie było świetne/polepszało się, czy też były ciągłe choroby/wszystko coraz gorzej? A może wszystko było zwykle w balansie i mniej więcej tak ja trza?
W ten sposób można użyć ten dziwny czas pomiędzy latami na nowe impulsy i inspiracje. I aby nie zabarykadować się pod lawiną nowych zajęć i zadań zanim się nawet nie odetchnęło na chwilkę, pomagają przerwy także w jedzeniu, i oczyszczenie ciała z toksyn. Najlepszym na to sposobem jest tak zwany "post leczniczy", który nic nie ma wspólnego z "głodowaniem", jeśli jest odpowiednio przeprowadzony. Ale z góry uwaga:
* Post leczniczy to nie zabawa albo modna dieta, tylko skuteczne oczyszczanie ciała z toksyn - post leczniczy zwykle nie odchudza :o) (ale po poście ciało jest zdrowsze, lepiej trawi pokarm, i nie tyje, lub szybciej chudnie itp)
* Osoby młode (od 14-tu do 25-ciu lat) i zdrowe mogą przestać jeść na około tydzień, osoby starsze na maksimum 3 dni - a pod opieką (profesjonalnego!) lekarza post może nawet trwać do 4 tygodni
* Bardzo ważne: Osoby ciężko chore mogą przeprowadzać post leczniczy jedynie na maksimum (w razie czego krócej!) 24 godziny! Często o tym nikt nie informuje, a tymczasem ciało podczas postu gwałtownie oczyszcza się ze wszystkich toksyn, i w przypadku ciężko chorej osoby prowadzi to do natychmiastowego pogorszenia choroby albo nawet śmierci (nadmiar toksyn w krwi)!
Przepisy na napoje oczyszczające z toksyn
1. Liście szałwii (można kupić na targu lub w sklepach eko), albo liście młodej pokrzywy, albo liście melisy lekarskiej, świeże lub suszone zalewamy wrzątkiem, i pijemy kilka razy dziennie podczas postu.
2. Woda mineralna lub woda lecznicza zmieszana ze słodkim sokiem owocowym (jabłko, czereśnie, winogrona itp) w skali 25% wody na 75% soku, i szczyptą soli morskiej, daje napój izotoniczny (dobry i poza postem, nie tylko dla sportowców). W ten sposób organizm nie traci nadmiaru ważnych witamin ani wody, jedynie toksyny są wymywane.
3. Soki warzywne (szczególnie wartościowe gdy zawierają chlorofil z ciemnozielonych, liściastych warzyw i ziół) wychodzą nie tylko w sokowirówce. Wystarczy obrać i posiekać warzywa, i dokładnie zmiksować kilka razy, w razie czego dolać wody mineralnej.
---------------------------------------------
Post leczniczy jest bardzo prosty: nic nie jemy a za to mnóstwo pijemy - zdrowe, nietoksyczne i niesłodzone napoje. Ważne jest przede wszystkim aby przed rozpoczęciem kompletnie oczyścić ciało z resztek jedzenia, czyli najlepiej zjeść talerzyk suszonych śliwek namoczonych w ciepłej wodzie albo wypić dużą ostrą kawą itp, aby nakłonić układ trawienny do wyzerowania ciała :o)
Po wyzerowaniu ciało przełącza się na "tryb postny", co powoduje stratę uczucia głodu i zmianę rodzaju trawienia na "czyszczenie toksyn". Najlepiej jest wybrać dni wolne od nadmiaru bieganiny i obowiązków, post powoduje czasem ogólne zmęczenie podczas czyszczenia toksyn z ciała. Należy codziennie dokładniej niż zwykle dbać o ciało, a także szorować język szczoteczką do zębów (sami zobaczycie dlaczego, i jak bardzo to nagle polubicie...) Pozytywna jest również codzienna gimnastyka i nieagresywne rodzaje sportu (np. jazda na rowerze, spacery w parku lub w lesie albo joga), i oczywiście medytacja :)
[zdjęcia są z Flickr Creative Commons, autorzy to Bertrand Monney i Helen Sotiriadis]
piątek, 11 marca 2011
Ruszam w drogę ♪ w kierunku Francji ♫
Czyli niestety (a może dla niektórych "wspaniale!" i "nareszcie spokój!" :o)) będę zmuszona ten blog co najmniej na pół zamknąć. Mam dość życia "na niby" i bycia zamknięta z dala od mojego męża. Do tej pory on się nigdy nie ośmielił mnie zabrać ze sobą, byłam tak słaba i chora że bym prawdopodobnie skończyła w szpitalu. Ale teraz, zdrowie poprawiło mi się na tyle że mogę się codziennie poruszać, i czasem nawet nic mnie nie boli, i też nie padam tak często. Prawdą jest to że mój "dom" ma kółeczka i jest tam gdzie jest mąż. Nie mam na myśli że sypiam w samochodzie (choć i to mi się parę razy zdarzyło jako nastolatka), tylko że mąż znajduje się w drodze przez co najmniej 75% czasu, w taksówkach, samolotach, pociągach, hotelikach, autobusach, tramwajach i statkach. Powiedziałam mu że mam dość, tyle lat już czekam na zmianę, i to nie tylko dlatego że mi go brak, ale dodatkowo nie mieszkam ani w Polsce ani w kraju blisko rodziny męża, tylko w miejscu do którego mnie los dosłownie kopnął. Dlatego tak bardzo brak prywatnych zdjęć w moim blogu, bo życie w kraju w którym jestem teraz jest dla mnie jak ponure więzienie, z którego chcę wreszcie uciec i wyfrunąć jako wolny ptak.
Nie wiem czy ktokolwiek będzie trzymać za mnie kciuki, ale jeśli ktoś dobrze o mnie myśli to bardzo o to proszę. Boję się jak chole*a. Jestem nadal osłabiona, a mój francuski jest słaby i zardzewiały. Nie wiadomo co, gdzie i kiedy z tego będzie. Jakby moje zdrowie się osłabiło musiałabym znowu ze wszystkiego zrezygnować (co stało się już około 768543675 razy). Jeśli mąż nie dostanie wolnego okienka między swoimi terminami, będę zmuszona jechać sama autokarem, nocować u nie wiadomo kogo, i łapać go w jakimś francuskim mieście w którym jeszcze nigdy nie byłam. Widać że jestem zwariowana, prawda? Ale alternatywy nie widzimy, i w końcu Francja to nie Syberia albo Timbuktu. Mimo tego bardzo się modlę że mu się uda mnie odebrać i nie będę musiała się sama błąkać w obcych miejscach. Francja to piękny kraj, ale to w końcu nie Polska, i nie mam takiej pewności że jakoś sobie zawsze poradzę.
No więc do zobaczenia po drugiej stronie :) Jeśli się uda to będę przynajmniej miała parę ładnych nowych zdjęć z podróży. Tymczasem pozostanie mi chwilowe odwiedzanie blogów w Polsce i za granicą :)
[zdjęcia są z wikimedii: 1, 2]
piątek, 25 lutego 2011
Zen i filozofia blogowania, albo co..
Bardzo lubię gotować, pisać po Polsku, mieć prawdziwe rozmowy z ciekawymi ludźmi, edytować, tworzyć, być kreatywna, mieć własne miejsce wirtualne wszystko jedno gdzie życie przenosi. Lubię blogowanie po Polsku, coraz bardziej lubię, ale... zaczęło się wszystko: A. z powodu męża, B. z powodu męża, C. z powodu męża, D. itd...
Każdy blog ma pomysł który go rozpoczął, czasem to banalne stwierdzenie "wszyscy mają to ja też spróbuję". Czasem wielki plan na podbój pół wszechświata. Czasem zwariowana zabawa. Czasem pomysł na biznes. W moim przypadku początek wszystkiego to popularność i sława mojego męża :/ Ale nie taka popularność jak myślicie, ani nie zarabia wiele, ani nie jest gwiazdorem, jest jedynie popularny w swojej branży, i znany ekspertom tematów którymi się zajmuje. Ale to jest wystarczające na ciągłe dawanie wywiadów w radiu i telewizji kraju z którego pochodzi (daleko od Polski), lataniu po Europie w tą i z powrotem, i przede wszystkim ciągłego bycia otoczonym chmurą zachwyconych fanów. Z których to fanów wiele jest rodzaju żeńskiego, mniej lub bardziej młodszych, mądrzejszych, popularniejszych i piękniejszych ode mnie :/ Ja jestem tyko człowiekiem i normalną kobietą...
Dlatego też na mój blog tak chucham i tak się nim zajmuję. Ale jest to trochę męczące :/ Może to właśnie dziś jest następny krok dla mnie, aby zauważyć coś co niszczy radość w moim życiu. Od kiedy piszę ten blog po Polsku, coraz bardziej i bardziej mi się to podoba, i coraz bardziej mam dość wymuszonych, niewidzialnych "regulaminów". Marzę o spokojnym życiu z moim mężem. Marzę o zdrowiu, ciepłym domu, dzieciach, prawdziwej przyjaźni, prawdziwym byciu człowiekiem. Ten blog mnie zmienia i ratuje...
Nie mam planów, ale może je znajdę jak będę tu dalej pisać. I być sobą, przede wszystkim. Co mi pomoże udawanie kogoś kim nie jestem? Bycie sobą nie jest popularne, i nigdy nie "dogonię" młodziutkich prezenterek TV które spotyka mąż. Tyle tylko, w życiu wszyscy jesteśmy wolni. I jeśli mnie ktoś by nie cenił za to czym jestem było by to absurdalne, prawda? W tym roku dziesięciolecie naszego małżeństwa. Inni pewnie po 10-u latach mają własny dom, siedmioro dzieci i przysłowiowego mercedesa w garażu. A my? Chaos i zwariowane pomysły. Bardzo kocham męża i bardzo podziwiam jego sukcesy w pracy. Ale nie chcę być "żoną kogoś", chcę być sobą i tylko sobą.
[obrazy, Jan Vermeer, Claude Monet, są z wikimedii: 1, 2]
Subskrybuj:
Posty (Atom)