środa, 6 listopada 2013
Weganka w szpitalu :(
Przepraszam za kolejny tak długi brak wpisów, ale tym razem naprawdę miałam poważny wypadek (najzupełniej nie związany z choroba) i właśnie wracam ze szpitala :/ Komputer zepsuty, nie mam internetu w domu, i nie wiem kiedy tu będę mogła znowu pisać :/ Jedynym plusem było jedzenie wegańskie, które po 5 dniach walki jednak dostałam :o) (na zdjęciu standartowa kolacja nie-wegańska)
10 komentarzy:
Dziękuję za wizytę :) Bardzo lubię czytać komentarze, choć wiem że niewiele jest do dyskutowania, bo nadal za rzadko piszę.
Z powodu nadmiaru reklam jestem zmuszona moderować wszystkie komentarze, czyli pojawiają się dopiero po zatwierdzeniu.
I am happy about each real comment, but not about scammers. Please mind that 99% of all spam comments are removed by Blogger automatically, rest gets deleted by the admin of this blog.
------------------
Polski alfabet dla angielskich klawiatur :)
ą ć ę ł ń ó ś ź ż Ą Ć Ę Ł Ń Ó Ś Ź Ż
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
a wegańskie co dostałaś?
OdpowiedzUsuńSniadania i kolacje były identyczne dla wszystkich - tyle tylko że w wegańskiej wersji zamiast sera lub wędliny były wegańskie pasztety typu "Tartex" (-->>szuk.w Google), zamiast masła dietetyczna margaryna w paczuszkach, i zamiast miodu więcej rodzajow dżemu, reszta jak na zdjęciu - czyli herbata lub kawa, owoce, chleb lub bułki :) (zdjęcie nie jest moje, tylko z Wikipedii, ale z tego samego szpitala - nie miałam aparatu ze sobą, a komórka nie przeżyla wypadku :P)
OdpowiedzUsuńObiady były urozmaicone, wegańskie zupy warzywne z ziemniakami lub ryżem lub makaronem, makaron z sosem warzywnym lub pomidorowym (bardzo mi smakowały te sosy :D), ryż lub ziemniaki ze smażonymi warzywami z dobrym sosem, ryż z warzywami w sosie curry, raz nawet podali smażone tofu-kotlety z ziemniakami i białym sosem (100% wegańskim :D), do tego zawsze sałatki, owoce (jabłko, nektarynki, kiwi, śliwki etc), krakersy ryżowe i/lub desery wegańskie (budynie firmy Alpro, najlepiej smakował mi karmelowy :D)
Czyli wypadek = horror (i nic tu nie będę opisywać), ale przynajmniej coś smacznego do jedzenia :o) Szpital niemiecki, nie wiem jak sytuacja w innych krajach, ale słyszałam że w Polsce nawet nie-weganie mają problemy z głodem w szpitalu :( Absurdalne, w końcu to jeden z najważniejszych punktów w leczeniu :(
Oj! Zdrowiej i wracaj do formy! Współczuję wypadku.
OdpowiedzUsuńNatomiast (off-topic, jakby) dziwię się, że dieta wegańska nie jest zwyczajnym standardem ;-) Takie pyszności :-)
Dziękuję za wizytę :) Już powoli zdrowieję, tylko wszystko trudniejsze :/ Muszę na nowo uczyć się chodzić, ale miałam wielkie szczęście, nadal żyję i mogę się wyleczyć :)
OdpowiedzUsuńW zasadzie to tylko mogę Ci pozazdrościć menu w szpitalu,
OdpowiedzUsuńWprawdzie weganką nie jestem a wegetarianką, ale podczas mojego pobytu obiad to ziemniaki + odrobina surówki, czyli to co inni pomniejszone o porcję mięsa.... O śniadaniu i kolacji nie wspomnę.Więc przyznaje szczerze zazdroszczę. Szybkiego powrotu do zdrowia życzę :)
O rety :( To rozumiem dlaczego wszyscy tak chwalą te Niemieckie szpitale, słyszałam nawet o chorych turystach z drugiego końca świata, którzy tylko przyjeżdżają na leczenie... Ale jest drogo, ledwo co daliśmy radę finansowo :/
OdpowiedzUsuńUnikam szpitali jak tylko mogę, właśnie z powodu piekielnych cen każdego zabiegu, ale tym razem nie miałam najmniejszego wyboru, zawieźli mnie karetką z miejsca wypadku i od razu zatrzymali... Nie miałam nic oprócz ubrań z pracy, i torebki z dokumentami i portmonetką. Przez cały czas pobytu bardziej bałam się ile to będzie kosztować, niż bólu i operacji :/ l rzeczywiście, ubezpieczenie zapłaciło tylko za część podstawowych zabiegów, ale za te wegańskie dania i samo lerzenie w łóżku, protezy i lekarstwa, strzykawki i transport do szpitala trzeba było płacić samemu... Czyli jedzenie smaczne, ale cena jak w najdroższej restauracji luksusowej :/
OdpowiedzUsuńO to rzeczywiście nieciekawie jeśli chodzi o finanse,
OdpowiedzUsuńWiadomo w Polsce jak się jest ubezpieczonym praktycznie wszystko jest za darmo,
Zawsze gdzieś są jakieś minusy :)
OMG ja na oddziale położniczym o takim jedzeniu mogłam tylko pomarzyć! na śniadanie 2 kromeczki z kawałkiem margaryny której starczało na niepełną jedną kromkę (baardzo cienko smarowaną) + jednorazowe opakowanie dżemiku lub miodu i kubek herbaty (nie wegetarianki miały zamiast dżemu czy miodu bardzo smutno wyglądający pasztet i złe były na siebie że nie powiedziały że są wege to by dostały coś co smaczniej wygląda). Na obiad na małym talerzyku dostałam 3 łyżki kaszki manny z cynamonem. Jak tak patrzyłyśmy na te ochłapy od których chciało się płakać i odechciewało się jeść to padały teksty "proszę jeść bo mleka nie będzie" (śmiech na sali bo z tego mleka nie byłoby na pewno). Więc nie masz co marudzić :P gdyby nie mężowie i ich codzienne dostawy porządnych posiłków pewnie wszystkie byśmy z głodu padły :P ps. szpital ponoć jeden z lepszych w regionie, z listy akcji "rodzić po ludzku" :]
OdpowiedzUsuńRety, a na proste surówki, kasze albo zupy warzywne to ich nie stać :/ ?! A pierogi albo kopytka albo naleśniki albo placki to drogi luksus?! To skandal a nie "opieka nad chorym" :(
UsuńTo miałam w takim razie szczęście w nieszczęściu, bo mąż był oddalony o jedyne 8000 kilometrów i mimo wypadku nie mógł przyjechać, co go tak zrozpaczyło że ma teraz prawie tylko siwe włosy na głowie :/ Odwiedzali mnie jedynie parę razy koledzy z pracy, a przez pierwsze pięć dni w ogóle nic do jedzenia tylko dosłownie jakieś odpadki z innych tac "bo nie wiem co mam pani podać" :/ Dopiero jak staruszka która leżała w sali obok mnie się zezłościła i zrobiła im awanturę, bo już dosłownie płakałam z głodu, to dostałam wreszcie to "specjalne żywienie" - co później nieźle nas kosztowało, bo trzeba było dopłacić :/ Teoretycznie jest specjany jadłospis, ale jak wszędzie indziej pielęgniarki i pielęgniarze są zaharowani i nie lubią "dziwnych wymagań", no i pobyt w szpitalu kosztuje za każdy dzień i za dodatkowe życzenia. No a poza tym myślę że to była po prostu dyskryminacja, bo ja nie tylko z Polski pochodzę, co doskonale widać po typowo polskim nazwisku, ale i "śmiem" nie jeść mięsa :/ Ech..