W życiu pomaga skoncentrowanie się na tym co jest najważniejsze. Moje zdrowie jest niestabilne, i każdy drobny błąd mógłby być ostatni. Coraz częściej i częściej śnią mi się zwierzęta, dosłownie otaczając mnie, i patrząc na mnie smutnymi oczami. Coraz częściej i częściej mnie szokuje pomiatanie zwierzętami tu i tam, przy każdej okazji, a potem jedynym wytłumaczeniem jest "tak to się zawsze robiło", albo "tak być musi" :/
Od lat jestem praktycznie weganką, jedynie podejście do sprawy miałam zupełnie chaotyczne, raz takie raz owakie, często zdenerwowane "bo przecież tylko choroba mnie zmusiła do weganizmu". A tymczasem coraz częściej sobie przypominam jak to już jako dziecko usiłowałam być wegetarianką, i jak do dziś brutalny opór mojej rodziny jest traumatyczną raną w duszy :/ I gdybym już wtedy stała się wegetarianką, to najprawdopodobniej nie byłabym dziś nieuleczalnie chora. Nie cierpię fanatyzmu, i nie zamierzam nic zmieniać w blogu ani w życiu, oprócz 2 "drobiazgów": zmieniłam opis "prawie wegetarianka" na "wegetarianka", i zmieniłam też całe podejście do sprawy.
Nazywać siebie weganką nie bardzo mogę, bo wiem że wielu wegan uważa miód za "niewegański", a ja osobiście się na to nie zgadzam, i z miodu nie będę rezygnować. Ale myślę że taki dokładny opis pomoże polepszyć humor paru znużonym weganom i wegetarianom, którzy zmęczeni nihilizmem i kłamstwami ("ja jestem wegetarianką, jem tylko kurczaka i ryby", "jestem weganem, ale lubię boczek" itp) unikaja blogów piszacych "ja jestem wege, ale tak na pół, a może na ćwierć, ale.. no nie wiem". Dlatego raz jeszcze chcę tu dodać:
to jest blog bez mięsa i bez kości, a ja sama nie zagryzam potajemnie żadnymi ubitymi bidulkami, ani "produktami" z nich zrobionymi :)
[obraz Giuseppe Arcimboldo jest z wikimedii, zdjęcia są z flickr creative commons: 1, 2]