niedziela, 24 kwietnia 2011

☺Życzę Wesołych Świąt Wielkanocnych☺

Ja się chowam gdzieś w środku lasu i udaję że mnie nie ma :) Jak wiadomo przyroda leczy zasmucone serce...

W ramach Świąt, akcja "Adopcje Króliczków" i dziś szuka nowych domów dla smutnych uszatych serduszek :) Prawdziwy króliczek o wiele zdrowszy niż czekoladowy, i pomaga żyć i pociesza jak jest smutno :)
[zdjęcie jest z flickr creative commons, autorem jest Steve Wall]

piątek, 11 marca 2011

Ruszam w drogę ♪ w kierunku Francji ♫


Czyli niestety (a może dla niektórych "wspaniale!" i "nareszcie spokój!" :o)) będę zmuszona ten blog co najmniej na pół zamknąć. Mam dość życia "na niby" i bycia zamknięta z dala od mojego męża. Do tej pory on się nigdy nie ośmielił mnie zabrać ze sobą, byłam tak słaba i chora że bym prawdopodobnie skończyła w szpitalu. Ale teraz, zdrowie poprawiło mi się na tyle że mogę się codziennie poruszać, i czasem nawet nic mnie nie boli, i też nie padam tak często. Prawdą jest to że mój "dom" ma kółeczka i jest tam gdzie jest mąż. Nie mam na myśli że sypiam w samochodzie (choć i to mi się parę razy zdarzyło jako nastolatka), tylko że mąż znajduje się w drodze przez co najmniej 75% czasu, w taksówkach, samolotach, pociągach, hotelikach, autobusach, tramwajach i statkach. Powiedziałam mu że mam dość, tyle lat już czekam na zmianę, i to nie tylko dlatego że mi go brak, ale dodatkowo nie mieszkam ani w Polsce ani w kraju blisko rodziny męża, tylko w miejscu do którego mnie los dosłownie kopnął. Dlatego tak bardzo brak prywatnych zdjęć w moim blogu, bo życie w kraju w którym jestem teraz jest dla mnie jak ponure więzienie, z którego chcę wreszcie uciec i wyfrunąć jako wolny ptak.


Nie wiem czy ktokolwiek będzie trzymać za mnie kciuki, ale jeśli ktoś dobrze o mnie myśli to bardzo o to proszę. Boję się jak chole*a. Jestem nadal osłabiona, a mój francuski jest słaby i zardzewiały. Nie wiadomo co, gdzie i kiedy z tego będzie. Jakby moje zdrowie się osłabiło musiałabym znowu ze wszystkiego zrezygnować (co stało się już około 768543675 razy). Jeśli mąż nie dostanie wolnego okienka między swoimi terminami, będę zmuszona jechać sama autokarem, nocować u nie wiadomo kogo, i łapać go w jakimś francuskim mieście w którym jeszcze nigdy nie byłam. Widać że jestem zwariowana, prawda? Ale alternatywy nie widzimy, i w końcu Francja to nie Syberia albo Timbuktu. Mimo tego bardzo się modlę że mu się uda mnie odebrać i nie będę musiała się sama błąkać w obcych miejscach. Francja to piękny kraj, ale to w końcu nie Polska, i nie mam takiej pewności że jakoś sobie zawsze poradzę.

No więc do zobaczenia po drugiej stronie :) Jeśli się uda to będę przynajmniej miała parę ładnych nowych zdjęć z podróży. Tymczasem pozostanie mi chwilowe odwiedzanie blogów w Polsce i za granicą :)
[zdjęcia są z wikimedii: 1, 2]

Paryskie Targi Książek Kulinarnych 2011

Czyli Paris Cookbook Fair 2011 :D (strona oficjalna jest tutaj) Dowiedziałam się o tym właśnie z blogu White Plate, gdzie jest bardzo ciekawy opis tych targów. Tak mnie to zaraz złapało że musiałam zaraz internet przeszukać, i znalazłam piękny katalog targów (po angielsku, wersję francuską można przeczytać i pobrać tutaj), z informacjami, listą wszystkich wydarzeń, występujących gwiazd kuchni i listą najnowszych książek kucharskich prosto z Paryża :D Możecie obejrzeć cały katalog tutaj u mnie od razu (najlepiej klik na "fullscreen", czyli "pełny ekran" :D) Jeśli nie uda się tego otworzyć, mogę zainteresowanym wysłać pdf katalogu jako e-mail. Można pdf tez samemu pobrać na tej stronie, niestety wymagają bycie członkiem serwisu (meldowanie jest darmowe, ale trzeba parę ankiet wypełnić po angielsku)

wtorek, 8 marca 2011

Koncert dla dwóch mandolin RV532


Bardzo piękny, choć smutny... Niestety nie wiem jacy włoscy muzycy tu grają, ale co najmniej wiem że obrazy z których zrobiono ten muzyczny film pochodzą od znanego dobrze w Polsce malarza Canaletto (ale to nie Bernardo Bellotto Canaletto, tylko jego wujek Giovanni Antonio Canaletto)

PS. (Maj 2011) Zmieniłam film na inny, bo okazało się że ten z obrazami został usunięty z YouTube. Tym razem wiem kto gra: Studio Koncertowe Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego w Warszawie. Przy okazji teraz film jest o połowę dłuższy, to nie tylko część II Andante, ale i III Allegro :)

czwartek, 3 marca 2011

Karnawałowa inspiracja


Polskie pączki są najsmaczniejsze, nic do dziś mi nie dorównało delikatnego ciasta i różanego nadzienia. Najlepszy przepis na ten klasyk znalazłam w blogu Moje Wypieki, niestety nie-wegański (choć można zwegować, mam nadzieję że się do tego kiedyś zabiorę poważnie...) Ale co jak co, trza przyznać że co najmniej dekoracje i kształty pączków w innych krajach są bardzo kreatywne..
(na zdjęciu zestaw z cukierni J.Co Donuts z Indonezji)
[zdjęcie jest z flickr creative commons, autorka to Venysia Kurniawan]

środa, 2 marca 2011

Na temat zdrowej żywności...


Ponieważ Bea w Kuchni właśnie napisała doskonały (i bardzo prosty do zrozumienia) artykuł na temat zdrowego żywienia, chciałam tu dodać parę słów o tym z mojego punktu widzenia. Raczej szybko w paru punktach:
  • Nikogo i tak nie da się zmusić do jedzenia czegoś czego nie chce, wszystko jedno czy to by było zdrowe. Więc zostawcie innych w spokoju, na tym polega wolność i demokracja :)
  • Najzdrowsza żywność to ta którą najbardziej sami lubicie - i po której się najlepiej czujecie. I to nie przez 5 sekund, albo nawet i 5 godzin. Jeśli coś jecie i wam naprawdę zawsze, zawsze, zawsze szkodzi, to trza się zacząć nad tym zastanawiać :)
  • Czasem też słyszycie "dawniej to jadłem/jadłam codziennie i mi nie szkodziło, to czemu przestać?". Dawniej = najprawdopodobniej w młodym wieku poniżej 25-u lat. Ciało człowieka przestaje rozwijać się właśnie w wieku lat 25-u, i od tego czasu zaczyna się starzeć, dosłownie. W pradawnych czasach ludzie umierali około wieku lat 30-tu! Czyli jeśli dawniej coś mogliście jeść nie znaczy to że to było zdrowe albo dobre, tylko że byliście tak młodzi i silni, że ciało sobie z tym dało radę przez jakiś czas.. Po trzydziestce zaczyna się życie bez różowych okularków :o)
  • Jeśli po czymś się czujecie jakbyście zjedli wór kamieni, lub wasza skóra się "pali" jak piekielne ognisko, to nie jest to dla was zdrowe. Wszystko jedno czy 999 innych ludzi się po tym czuje świetnie.
  • W pradawnych czasach ludzie też umierali na zawały serca. Są mumie Eskimosów sprzed setek lat, którzy zmarli na raka. Są dokumenty z Chin sprzed tysiąca lat, mówiące o cukrzycy. Nadmiar mięsa, tłuszczu, bieluśkich mąk, ryżu i cukru od dawnych czasów powoduje choroby, to nie jest nowość...


  • Im bliżej tym lepiej, co pochodzi z waszej okolicy jest najmniej zniszczone i ma najwięcej witamin. Najidealniej z własnego ogródka, z balkonu albo doniczek na parapecie kuchennym (ja zwykle hoduję różne zioła, kiełki i rzeżuchę)
  • Cokolwiek wam nakazują albo zabraniają, zawsze podchodźcie do tego z humorem. W razie czego lepiej nic nie zjeść niż coś co się nienawidzi. Lub zjeść coś co się lubi w mniejszej ilości niż coś co jest zdrowe, lecz okropne, w wielkiej ilości (bo od takiego wymuszonego jedzenia dostaje się np. alergie lub depresje)
  • W razie czego, trochę odpoczynku, ciszy, niejedzenia nic i popijania herbatką ziołową albo owocową (bez cukru, e-numerków ani sztucznych aromatów) pomoże lub ułagodzi prawie każdy problem. Odpocznij i popijaj herbatką, to porada znana od dawna
  • Przyroda też leczy. I słoneczko i wiatr i kochani ludzie :)

Najważniejsze jest to, że zdrowe żywienie nie jest łatwe. Ani dla biednych (którzy nie mają wystarczająco tego co trzeba), ani dla bogatych (którzy mają zwariowany nadmiar nie wiadomo czego). Nie załamujcie się gdy coś się "nie uda", jest wręcz niemożliwe aby się na 100% udało. Chyba że jesteście mistrzami Jogi i jedzenia według tysiąca zasad... Ale mimo tego, warto jest celować w dobrym kierunku i nie rezygnować, bo ci co rezygnują kończą jak ja, albo gorzej. Dawniej mnie "zdrowe żywienie" nie obchodziło - dziś jestem tak ciężko chora że się prawdopodobnie nigdy całkiem nie wyleczę.
[obraz Claudea Moneta jest z wikimedii, zdjęcie z flickr creative commons, autorem jest Ali Karimian]

niedziela, 27 lutego 2011

Czekoladowy Weekend - Podsumowanie


Jest podsumowanie Czekoladowego Weekendu u Atiny :D Dodaję to tutaj automatycznie, tak dla siebie, abym miała wszystkie podsumowania akcji w których brałam udział jako linki w moim blogu. W ten sposób mi się nie pogubią. Taki zbiór przepisów w jednym miejscu to skarb :D

Chopin Nokturna Op. 27 No.2

piątek, 25 lutego 2011

Zen i filozofia blogowania, albo co..


Bardzo lubię gotować, pisać po Polsku, mieć prawdziwe rozmowy z ciekawymi ludźmi, edytować, tworzyć, być kreatywna, mieć własne miejsce wirtualne wszystko jedno gdzie życie przenosi. Lubię blogowanie po Polsku, coraz bardziej lubię, ale... zaczęło się wszystko: A. z powodu męża, B. z powodu męża, C. z powodu męża, D. itd...

Każdy blog ma pomysł który go rozpoczął, czasem to banalne stwierdzenie "wszyscy mają to ja też spróbuję". Czasem wielki plan na podbój pół wszechświata. Czasem zwariowana zabawa. Czasem pomysł na biznes. W moim przypadku początek wszystkiego to popularność i sława mojego męża :/ Ale nie taka popularność jak myślicie, ani nie zarabia wiele, ani nie jest gwiazdorem, jest jedynie popularny w swojej branży, i znany ekspertom tematów którymi się zajmuje. Ale to jest wystarczające na ciągłe dawanie wywiadów w radiu i telewizji kraju z którego pochodzi (daleko od Polski), lataniu po Europie w tą i z powrotem, i przede wszystkim ciągłego bycia otoczonym chmurą zachwyconych fanów. Z których to fanów wiele jest rodzaju żeńskiego, mniej lub bardziej młodszych, mądrzejszych, popularniejszych i piękniejszych ode mnie :/ Ja jestem tyko człowiekiem i normalną kobietą...


Dlatego też na mój blog tak chucham i tak się nim zajmuję. Ale jest to trochę męczące :/ Może to właśnie dziś jest następny krok dla mnie, aby zauważyć coś co niszczy radość w moim życiu. Od kiedy piszę ten blog po Polsku, coraz bardziej i bardziej mi się to podoba, i coraz bardziej mam dość wymuszonych, niewidzialnych "regulaminów". Marzę o spokojnym życiu z moim mężem. Marzę o zdrowiu, ciepłym domu, dzieciach, prawdziwej przyjaźni, prawdziwym byciu człowiekiem. Ten blog mnie zmienia i ratuje...

Nie mam planów, ale może je znajdę jak będę tu dalej pisać. I być sobą, przede wszystkim. Co mi pomoże udawanie kogoś kim nie jestem? Bycie sobą nie jest popularne, i nigdy nie "dogonię" młodziutkich prezenterek TV które spotyka mąż. Tyle tylko, w życiu wszyscy jesteśmy wolni. I jeśli mnie ktoś by nie cenił za to czym jestem było by to absurdalne, prawda? W tym roku dziesięciolecie naszego małżeństwa. Inni pewnie po 10-u latach mają własny dom, siedmioro dzieci i przysłowiowego mercedesa w garażu. A my? Chaos i zwariowane pomysły. Bardzo kocham męża i bardzo podziwiam jego sukcesy w pracy. Ale nie chcę być "żoną kogoś", chcę być sobą i tylko sobą.
[obrazy, Jan Vermeer, Claude Monet, są z wikimedii: 1, 2]

czwartek, 24 lutego 2011

Co zrobić jak życie jest :p :/?


Ostatnie 3 dni były ciężkie. Jak zwykle, koniec miesiąca, mąż na drugim końcu Europy, a ja.. Wolę o tym nie pisać, bo własnego bloga mi się odechce :p Czasem myślę że bez internetu to bym w ogóle nie istniała, to jak oddech świeżym powietrzem, i normalny swobodny kontakt międzyludzki :)

Zwłaszcza komentarze i odwiedziny w blogu i rozmowy to jakby słoneczko świeciło :) Dziś znowu akcja, dostałam zaproszenie od Mamy Polki (po angielsku) z blogu Polish Mama on the Prairie, ona jak widać stara się mnie rozchmurzać, i to mimo że sama właśnie męczy się z zapaleniem ucha :/

Przetłumaczyłam akcję na język polski, i ułatwiłam regulamin, bo w końcu blogowanie ma być rozrywką a nie obowiązkiem :) Mówiąc krótko: zabawa polega na tym aby opisać "5 rzeczy które lubię". Aby rozchmurzyć się trochę :) I starać się pisać o rzeczach które by nie miały nic wspólnego z internetem, blogowaniem, komputerem/laptopem, telefonem komórkowym itp.


1. Zaczynam od czegoś co nie jest "rzeczą", ale nie mogę poradzić bo lubię najbardziej: przytulać się do męża ;-) (jeśli jest, bo zwykle go nie ma...)

2. Zauważać jak nawet "najgorsi" ludzie się zmieniają i że to na tym polega magia życia :) Każdy z nas ma "najgorsze" punkty albo cechy schowane w duszy, a przecież żyjemy po to aby się zmieniać na lepsze a nie na gorsze...

3. Zwierzęta i przyroda. Zwłaszcza morze, jak jestem nad morzem to jak tylko usłyszę szum wody zaczynam biegnąć i lecieć, jakbym wracała do czegoś co jest częścią mojej duszy

4. Muzyka oczywiście. Słuchać muzyki którą się naprawdę lubi, a nie takiej o której inni twierdzą że należy ją lubić, to jest prawdziwa magia pomagająca nawet na najgorsze zmęczenie :) (piosenka na górze wpisu to "Johnny B.Goode", śpiewa Chuck Berry w roku 1958 :D)

5. Kuchnia, moje refugium :) Pichcenie, gotowanie, eksperymentowanie. Szczęście jak szczególnie trudny i "niemożliwy" przepis się uda, zachwyt jak własne danie smakuje lepiej niż jakiekolwiek inne. Kuchnia to jak serce domu, i czuję się jak człowiek, nawet jak męża nie ma blisko mnie. Myślę o tym co on by chętnie zjadł i od razu mi się humor polepsza :)

Na koniec pukam lekko w drzwiczki pięciu innych blogów, i pytam czy mają ochotę na tę zabawę (u mnie jak zwykle nie ma przymusu), alfabetycznie i bez preferencji: Bea w Kuchni, Kuchnia Wegetariańska, Łasuch w Kuchni, Marynarka - czyli sceny z życia żony marynarza i Trochę inna cukiernia.
[zdjęcie jest z flickr creative commons, autorką jest esther**]

niedziela, 20 lutego 2011

Reksio dobroczyńca


Ta historyjka przypomina mi zawsze jak inteligentne są zwierzęta. W końcu psy wiodące niewidomych po mieście, albo koty aktywnie polepszające zdrowie chorym lub samotnym ludziom to nie wymyślone. Znam historię o kocie który zawsze przytulał się do staruszka kiedy ten zasypiał w ogrodzie, i budził go mruczeniem i dreptaniem zawsze jak się robiło zimno. I nigdy nie odchodził, nawet jak go dzieci kusiły przysmakami, widać było że staruszka pilnował i wiedział że jest słaby.

Tak czy owak, wierzę że zwierzęta rozchmurzają nam życie, są o wiele bardziej inteligentne niż myślimy, a zwłaszcza mają specjalny sens wyczuwania energii życia. Zwierzęta są jak dobre duszki które się nami opiekują. Nie twierdzę że są lepsze od ludzi, ale łatwiej się z nimi zaprzyjaźnić. Bo naszych "ludzkich" intryg, nienawiści, kłamstw i wojen nie znają, jeśli są agresywne to tylko instynktownie dla samoobrony, i dobroć zawsze ich ucieszy. Wiadomo trudno jest być zawsze dobrym i wierzyć w ludzi, ale tak naprawdę to podejrzliwość i negatywne nastawienie do wszystkiego to wielka najłatwiejsza droga, nie, może nawet aleja. Jest o wiele trudniej wierzyć w ludzkość i nie porzucać tej wiary. Ważne w życiu jest nauczyć się wybierać małą dróżkę wiary w człowieka zamiast wielkiej i jaskrawo oświetlonej alei nienawiści, podejrzeń i intryg.

piątek, 18 lutego 2011

Pralinki kawowe z likierem Kahlua





Lubię się bawić z dokładnymi i na pół naukowo brzmiącymi przepisami. Ale nie zbyt naukowo, chodzi mi o przepisy które mają sens, i które w końcu dają sukces nawet osobie która nie studiowała w szkole kulinarnej. Na razie to jestem tylko ciekawska i ambitna amatorka i taaak daleko mi jeszcze do tego co chcę umieć :o) Mam nadzieję że blog mi pomoże iść do przodu, krok po kroku. Sztuka kulinarna to wszechświat bez końca...

Składniki:
  • 300g dobrej szlachetnej czekolady 55% (może być i ciemniejsza, ale ja nie lubię zbyt gorzkich)
  • 150ml mleka kokosowego (dobrego, bez żadnych e-numerków)
  • 3-4 małe łyżeczki kawy rozpuszczalnej/instant
  • 4 łyżki stołowe likieru kawowego Kahlua
  • 500g ciemnej (bez-mlecznej) kuwertury czekoladowej
Uwaga: potrzebny jest też termometr. Używam termometru od robienia jogurtu, ma skalę do 70°C, można oczywiście też specjalny termometr cukierniczy. Bez termometru nie polecam, najadłam się wystarczająco "produktów czekoladopodobnych" jako małe dziecko w PRL-u.

♥ ☺ ♪ ~~ przepis wegański, bezglutenowy i bezsojowy ~~ ♪ ☺ ♥

1. Krem kawowy: Do tego czekoladę siekamy na małe kawałki. Mleko kokosowe podgrzewamy z kawą rozpuszczalną i jak się zacznie gotować, dodajemy posiekaną czekoladę i mieszamy aż się rozpuści. Po tym dodajemy likier kawowy, jeszcze raz mieszamy i odstawiamy do ostygnięcia. Należy mieszać bo lubi się przypalać. I jeszcze bardziej należy uważać aby nie prysnęło w twarz albo na rękę, gotująca się czekolada jest tak niebezpieczna jak gotujący się dżem :p (parząca masa przykleja się do skóry)

Mieszamy i roztrzepujemy troszeczkę przy pomocy trzepaczki kuchennej. Wlewamy masę do worka do wyciskania kremu (takiego worka nie trzeba kupować, wystarczy wziąć stabilną torebkę plastikową, np. takie torebki do zamrażania warzyw, i wyciąć jeden róg w formie małego kółeczka). Wyciskamy kuleczki na blachę z rozłożonym papierem do pieczenia, troszeczkę mniejsze od wielkości tego co chcecie mieć na końcu, bo dojdzie jeszcze warstwa kuwertury. Ostudzić parę minut, w razie czego poprawić kształt na bardziej kulisty, i odstawić do lodówki na około godzinę (najlepiej do osiągnięcia temperatury około 20-27°C)





2. Kuwertura: Kuwerturę posiekać i roztopić "na parze" (nazywa się to mylnie kąpielą wodną, ale tu nic się nie kąpie, ani czekolada ani nawet garnek)- czyli duży garnek z gotującą się wodą, na to zawieszamy mniejszy garnek, w mniejszym garnku topi się powoli kuwertura (najlepiej w temperaturze 45°C). Należy dbać o to aby gotująca się woda nie dotykała spodu garnka (bo wtedy czekolada lubi się przypalić), i aby ani kropelka wody nie dostała się do czekolady (zobaczycie co się stanie.. lepiej nie niszczyć sobie pracy). Jeśli kuwertura osiągnęła 45°C, odstawiamy do ostygnięcia do 27°C (najszybciej to w lodówce, ale uwaga aby nie za bardzo ostygła). Wstawiamy z powrotem "na parę", i podgrzewamy dokładnie i niegwałtownie mieszając aż osiągnie 31°C (temperatura nie może przekroczyć 35°C, bo procedurę trza będzie od początku zaczynać :p). Wtedy szybko, jedną po drugiej, przy pomocy widelca z cienkimi zębami, zanurzamy kulki kawowe i gotowe odkładamy na blachę wyłożoną folią aluminiową (albo też na stalową siatkę do studzenia ciastek i czekoladek, jeśli ową mamy).

3. Pralinki: Troszeczkę ostudzić (na tyle aby nadal były jeszcze lepkie) i dekorować według gustu. Ja turlam w kakao zmieszanym z cukrem waniliowym. Można też, jeśli mamy siatkę stalową, na owej siatce lekko poturlać, co powoduje bardzo ciekawy truflowy efekt (takie fale i górki na powierzchni) :) Inne ciekawe możliwości: drobno posiekane i prażone orzechy laskowe, mąka orzechowa lub migdałowa z cukrem waniliowym, albo też wiórki czekoladowe czy kokosowe (mi wersja z wiórkami kokosowymi nie smakuje..)

Pralinki są chętnie widzianym prezentem, radzę transportować w zimie albo w chłodne dni. Jak chcemy sami jeść to trzymają się w lodówce około 2 tygodnie, w miejscu niezbyt mroźnym, w zamkniętym naczyniu, bo czekolada bardzo jest wrażliwa na ostre aromaty. Życzę smacznego :)

Dodaję ten przepis do akcji "Czekoladowy Weekend", która zwykle jest w jednym z moich ulubionych (prawie-wege) blogów, czyli "Bea w Kuchni". W tym roku akcja jest pod opieką Atiny z blogu "Tak sobie Pichcę". Zdjęcia są wybrane podobne do wyglądu pralinek, i do rodzaju zdjęć jakie sama bym chętnie robiła, gdyby zdrowie, czas i potrzebne rekwizyty na to pozwoliły...

PS. (1) Kahlua to likier kawowy z wanilią, można też użyć likieru kawowo-czekoladowego Kahlua Mocha :) Lub innego kawowego. lub mieszanki kawowego i czekoladowego dowolnej marki. (2) Więcej o temperingu czekolady (czyli całe to podgrzewanie, ochładzanie i znowu podgrzewanie, i tego skutki i powody itp) można przeczytać w blogu "Palce lizać"

  Wegańskie Święta

Vegan coffee cream pralines with Kahlua liqueur - English version of the recipe upon request. Just leave a comment or drop me a message on Twitter :)
[zdjęcia są autorstwa ulterior epicure i pixeltree, z flickr creative commons - 1, 2, obrazek autorstwa Bei w Kuchni, z akcji czekoladowy weekend]

czwartek, 17 lutego 2011

Widziałam dziś pierwszego krokusa :D

♪ Wiosna się skrada, życie znowu kiełkuje ♫ Nareszcie :D
[zdjęcie jest z wikimedii]

poniedziałek, 14 lutego 2011

♥ Walentynki ♥ + ♪ nagroda ♫


Dzisiaj są Walentynki. Mimo że czuję się jak "lepiej nie mówić", ale ponoć "jak się czujesz ponuro i zmęczono to trza zrobić coś dobrego" :) Najpierw zaczynam od podziękowania za nagrodę jaką dostałam od Polskiej Mamy z blogu Polish Mama on the Prairie. Bardzo często gawędzimy sobie o tym i owym w Twitterze, i wysłała mi te nagrodę na podniesienie ducha jak mówi ;-) Blog jest po angielsku, bo wyrosła w USA, ale pochodzi z Wrocławia, i tam tez mieszka dalsza część jej rodziny i babcia. I doskonale rozumie po Polsku, bo do Polski jeździ kiedy może. Bardzo dziękuję i przesyłam Walentynkowe uściski :)

Stylish Blogger Award Walentynkowy Bukiet

A po drugie, nagroda którą dostałam ma nieco rygorystyczny regulamin, ale ponieważ jest to nagroda angielska, to wszystko trochę zmieniam i stawiam do góry nogami. Jak zwykle u mnie :) Więc po prostu dzisiaj daję Walentynkowy bukiet do 10 z moich ulubionych blogów, co naprawdę jest wystarczająco trudne, jak zajrzycie do mojej listy blogów to zobaczycie ile z nich bardzo często odwiedzam, a dodatkowo w moim czytniku RSS mam dosłownie tysiące blogów z całego świata :/ Całe życie by mi nie wystarczyło by wszystkie dobrze poznać...

Więc dziś Walentynkowy Bukiet idzie do (alfabetycznie i bez preferencji!) :
  • Bea w Kuchni - jeden z najbardziej popularnych blogów po Polsku, z nieskończoną ilością przepisów wege
  • Cud Miłości - blog Ewy (†), Nulki i jej taty
  • Kasza Prodżekt - blog miłośniczki kaszy i nie tylko (mniam)
  • Kuchnia Wegetarianska - blog Wegetarinki, wszystkie przepisy są roślinne i do tego piękne zdjęcia
  • Łasuch w Kuchni - pyszne i często zainspirowane kuchnią Indyjską
  • Marynarka - Czyli sceny z życia żony marynarza - o życiu, po prostu (mój mąż też jak marynarz, a może raczej Odyseusz, zawsze go praca rzuca na drugi koniec Europy...)
  • Nie tędy Droga - o ochronie Polskiej puszczy i bardzo dobrych projektach, nie mówiąc już o artykułach Adama Wajraka które warto czytać
  • Trochę Inna Cukiernia - pełno "troszeczkę innych" przepisów dla każdego kto nie może jeść jajek lub mleka, dodatkowo przepisy z jadalnymi kwiatami :)
  • Vegelicious - jeden z najbardziej innowacyjnych blogów wegańskich w Polsce
  • Zielenina - wszystkie przepisy są wegetariańskie, i jeszcze jakie..
U mnie nie ma regulaminów, po prostu serdecznie Walentynkowo pozdrawiam i dziękuję za przynoszenie słoneczka do mojego życia :)

PS. Uwaga :) Walentynki nie są "wynalazkiem handlu i marketingu", ani nie pochodzą z USA. Wręcz przeciwnie, pochodzą z Europy i ze Średniowiecza, z czasów rycerzy i pięknych pań ;-) Więcej o tym w Wikipedii: pl.wikipedia.org/wiki/Walentynki
[obrazy autorstwa N.Takaya, Vincent van Gogh, są z wikimedii: 1, 2, i z akcji stylish blogger award]

piątek, 11 lutego 2011

Przepraszam za ten pół-bezsensowny wrzut, ale byłam już tak zmęczona i czułam się tak zwariowana, że po przeczytaniu tego dowcipu śmiałam się do rozpuku, i w ogóle przestać nie mogłam. Mam zatem nadzieję że to też kiedyś komuś innemu pomoże w podobnie idiotycznym stanie ciała i ducha. Choć prawdopodobnie ten rodzaj "żartów" jest śmieszny tylko dla tak pukniętych fanów komiksów Japońskich jak ja. Tiak tiak...
(negi cola=cola zrobiona z porów, produkt który o dziwo jeszcze nie istnieje nawet na Japońskim rynku)

niedziela, 6 lutego 2011

Nie ma mnie, bo jestem chora... :p

Jak już napisałam w poprzednim wpisie, nie zamierzam opuścić tego bloga, wręcz przeciwnie. Niepisanie teraz i nie pojawianie się nigdzie indziej ma prosty powód: moje zdrowie gwałtownie się pogorszyło. Nie lubię pisać o moich problemach zdrowotnych, ale moja "zbiórka chorób" nie jest czymś co mogę ot tak sobie kontrolować. Nawet lekarze porzucili leczenie tego i nie dają mi szans, tylko moja dieta mi pomaga. Niestety nie wiem co znowu ze mną jest i kiedy na tyle się poprawi że będę mogła w jakikolwiek normalny sposób pisać i szczególnie gotować. Prawdopodobnie pozostanie na publikowaniu muzyki, wierszy, albo ładnych obrazków, takie 3-sekundowe "wpisy".

Mój blog to przede wszystkim forma kontaktu z interesującymi ludźmi, zwłaszcza z Polskiej blogosfery, i nie pisanie mnie bardzo pognębia. To tak jakby mi ktoś nakazał "nie rozmawiaj ze znajomymi i z przyjaciółmi"...

(wpis ten został zaplanowany jako "ratunkowy", napisany wcześniej i opublikowany automatycznie później)
[obraz jest z wikimedii]

czwartek, 3 lutego 2011

Je pense a toi


Amadou et Mariam, niewidoma para słynnych piosenkarzy z Bamako w Mali. "Je pense a toi", czyli myślę o tobie...

niedziela, 30 stycznia 2011

Czas coś tu zmienić... :)




Piszę w blogu ostatnio raz na miesiąc :p To do niczego, to albo znak że blog umiera albo coś się ze mną stało, nic z tego :) Wiec pomyślałam co jest, a jest to że jak człowiek zaczyna się bać co pisać, albo zastanawiać co by było "dobre" a co "nie dobre", to blog umiera, tak samo jak i życie umiera jak się chce tak "żyć", w sposób "przygotowany".

To następną myślą było:
Jakie blogi najbardziej lubię?
I ot właśnie takie, gdzie ludzie po prostu piszą o życiu, o myślach, o kuchni, o dzieciach, i oczywiście często jest też jakiś ciekawy przepis albo opowieść kuchenna itp. Prosto, po ludzku, od serca :)

A jakie blogi uważam za najgorsze?
Te przystosowane, wysztucznione, "przygotowane", i dumne z tego że każde słowo zostało wymodelowane jak mozaiki w lodowym pałacu Królowej Śniegu...

Ja nie mam na myśli że ktokolwiek musi się zmuszać do prozaicznego pisania "prosto z mostu", ja bardzo lubię też blogi z historiami albo poezją i sztuką, ale... Jest łatwiej pisać od serca, sztuka.. nie jest czymś codziennym.. Jak ktoś usiłuje sztukę dosłownie wciskać do każdego wpisu, jeśli to nie akurat blog artystyczny zawierający tylko malarstwo albo muzykę, to łatwo o.. zamarznięcie...

Ale wszystko jedno, ja po prostu chcę aby mój blog był moim domkiem internetowym, a nie pustą salą pełną zimnego wiatru. Brrr... Czyli od natychmiast zaczynam pisać ot tak, jak na notatnik, brulion albo pamiętnik trzeba :) Nie jestem naiwna, wiem że trzeba chronić własna sferę prywatną w internecie, ale ochrona to nie może być dosłownie śmierć i skamienienie.




Aby was ocieplić podaję herbatkę Indyjską, czyli Masala Czaj. Można szybko zrobić domowym sposobem: po prostu zmieszać czarną, ziołową lub zieloną herbatę (tyle ile chcecie na jeden czajniczek) z paroma kawałkami cynamonu, paroma ziarnkami pieprzu, trochę suszonej skórki pomarańczy, kawałkiem imbiru (może być kandyzowany), parę goździków i jak mamy też kardamon (opcjonalnie). To nie jest taka "super super oryginalna" herbata Indyjska sprzed 2000 lat, tylko moja własna, szybka i dobra i "spolszczona" wersja :) Mieszamy wszystkie suche składniki, i przygotowujemy jak normalną Polską herbatę. Można dodać jakiegokolwiek mleka albo śmietany, ale nie trzeba, ja piję to zwykle z brązowym cukrem, albo z miodem. Bardzo ocieplająca, pyszna, szybka i w dodatku zapobiega zaziębieniom i pomaga przy zachrypłym gardle :)
[pierwsze zdjęcie jest z flickr creative commons, drugie jest z wikimedii]

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Nie zapomnimy: Ewa Smeja †


Brak mi słów. Zmarła Ewa Smeja, która jak ja miała blog wegetariański, i jak ja była ciężko chora. Ja jeszcze żyję, ale tak często myślę że to Dar Boski. Jej śmierć bardzo mnie wstrząsnęła, przypominając jak szybko i bez ostrzeżenia (i moje) życie może się skończyć. Dowiedziałam się o tym przez wpis Wegetarinki, ona również ma plany na akcję pomocy dla Ani, córeczki Ewy, która sama jest nieuleczalnie chora a teraz nawet straciła mamę.

Bardzo proszę o odwiedzenie bloga Ewy (w którym teraz pisze jej mąż), i o jakąkolwiek pomoc w przyszłych akcjach, lub też tylko kwiaty na grób jeśli będziecie w Warszawie w czasie pogrzebu (27.Stycznia 2011 o 12.30). Wirtualną świeczkę na grobie można zapalić tutaj.

Modlę się za to aby dusza Ewy w pokoju mogła odejść do nieba, i nie musiała się błąkać po ziemi z troski o córeczkę i zasmuconego męża.

PS. Zostałam poinformowana o tym że istniały problemy i kłopoty, o których tutaj mówić nie chcę i nie mogę. Moja opinia to jest to że człowiekowi zmarłemu, zwłaszcza gdy był przedtem ciężko chory - co dosłownie zmienia i nawet niszczy pracę mózgu, nawet jeśli choroba mózgu teoretycznie nie dotyczy, ale ciężkie bóle zmieniają reakcje chemiczne i mogą kompletnie zmienić osobowość, co z przerażeniem zauważam u siebie - należy jakiekolwiek "grzechy" odpuścić. A mała chora dziewczynka ma prawo o prośby o pomoc, wszystko jedno co, gdzie i kiedy się stało. Wiem jak trudno jest wszystkim rodzinom z chorymi dziećmi, i jak łatwo można zapaść w strach, nienawiść, zazdrość i depresję. Aż za dobrze to wiem z mojego własnego przykładu. Dlatego też wiem że mimo wszystkiego, chore dziecko ma prawo dostać pomoc lekarską, i rodzina też ma prawo prosić o operację za granicą zamiast w Polsce, jeśli dowiedzieli się że szansy przeżycia i wyzdrowienia dziecka w szpitalu za granicą są wyższe. Czy droższa operacja za granicą zostanie wystarczająco szybko sfinansowana - jeśli istnieje możliwość operacji w Polsce - to już rodzina Ani sama musi rozważyć.
[zdjęcie jest z wikimedii]

sobota, 1 stycznia 2011

Życzę Szczęśliwego Nowego Roku 2011 :)


Na szczęście Blogger umożliwia dodawanie wpisów zaplanowanych, czyli można dosłownie "pisać" o punkt 12.00 w Nowy Rok :o) Ja nie należę do ludzi którzy wszędzie biegają z komputerem albo komórką z internetem w środku, ale wystarczająco takich znam, więc przesyłam życzenia w ten sposób :)

Mam nadzieję że będę mogła więcej blogować, ale patrząc na moje życie teraz to nie wiem w ogóle co, gdzie i w którąż stronę. Możliwe że się będziemy przeprowadzać i w ogóle nic nie wiadomo :p Ale co tam. Po to właśnie mam mój blog, aby mieć takie spokojne i całkiem prywatne i własne miejsce na świecie. Wszystko jedno gdzie nas los przerzuci..
[zdjęcie jest z wikimedii]
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...